aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elisabeth T. Meade
r świecie dziewcząt
Wyjazd z domu rodzinnego
- Musi do Hesi - stanowczym tonem oświadczyło dziecko.
- Nie, nie, ptaszyno, dzisiaj nie można.
-Musi do Hesi - niecierpliwie już zabrzmiał głos dziecka. I harda, pyzata
twarzyczka zwróciła się ku piastunce, by z oczu jej wyczytać wrażenie ostatnich
słów.
Spokojna twarz starej niani nie wyrażała widocznie pożądanej odpowiedzi, gdyż
purpurowe usteczka zacięły się z wyrazem uporu, w ciemnych błyszczących oczkach
zamigotały figlarne błyski, i w tejże chwili drobna figurka rzuciła się w stronę
uchylonych drzwi i co tchu zaczęła zbiegać ze schodów, ku pokojowi Hesi. I tu na
szczęście drzwi stały otworem. Dziewczynka wsunęła się szybko, i ujrzała łóżko z
rozrzuconą pościelą, na wpół zniszczony pantofelek na środku pokoju, umywalnię w
najwyższym nieładzie - lecz nigdzie ani śladu Hesi.
5
-Musi do Hesi, musi! - zawołała żałosnym już głosikiem, po czym małe nóżęta z
nieprawdopodobną szybkością rozpoczęły wędrówkę po dalszych pokojach. Oczka co
chwilę rzucały trwożne spojrzenie, czy nie zjawi się pościg w postaci starej
niani, a każdorazowe stwierdzenie bezpieczeństwa wywoływało dwa rozkoszne
dołeczki na krągłej twarzyczce.
Jeszcze nie słychać kroków piastunki, a te szkaradne schody kończą się nareszcie.
Serduszko bije radosną nadzieją spotkania gdzieś Hesi w dolnych rejonach, a
piskliwy głosik rozlega się raz po raz:
- Musi do Hesi! Musi do Hesi!
- Puśćcie ją tu! - odpowiada nagle głos siostry, i dziewczynka mogąca liczyć lat
dwanaście, w ciężkiej żałobie, staje na progu pokoju i chwyta w ramiona
zadyszane już maleństwo.
- Znalazłaś mnie nareszcie, ptaszyno droga! Moja śliczna, kochana Misiuniu!
Uciekła od niani do mnie - prawda? Chodź, pieszczotko, Hesia da coś dobrego.
- Biśkopcika! poważnie oświadczyła dziewczynka, krągłymi ranionkami oplatając
szyję Hesi, gdy żywe oczka chciwie już biegały po stole, poszukując łakoci.
- Masz, złotko, dwa biszkopciki - mówiła Hesia, wsuwając do każdej rączki po
jednym. - A teraz, usiądź mi na kolanach, ot tak, i powiedz: czy bardzo lubisz
Hesię?
- Bajdzo, a bajdzo - zapewniało dziecko.
-A widzisz, ptaszyno, Hesia teraz odjedzie, na
6
długo, bardzo długo. Ale Hesia będzie myśleć o swojej malutkiej pieszczotce,
rano i w południe i wieczorem, bo na całym świecie nikogo tak nie kocha jak
Misiunię. A ty, złotko, będziesz myśleć o Hesi ?
- Będzie - brzmiała szybka odpowiedź. - Ale Misia jeście chcie biśkopcika.
- Dostanie biszkopcika i jeszcze kawałek cukru, ale musi mnie naprzód uściskać
mocno, z całych sił. Jeszcze raz, a dostanie dużo, dużo dobrych rzeczy.
Cała serwetka była już obsypana okruchami biszkoptów, a lepkie od cukru paluszki
raz po raz miętosiły czarną koronkę koło szyi Hesi, płacąc gorącymi uściskami za
słodycze.
- Jeście, jeście - domagało się dziecko - bajdzo mocno pociałuje...
W tejże chwili niespodzianie ukazała się niania.
- Święty Panie! Gdzie to już zawędrowała ta mała fryga! Panno Hesiu, jak też
panienka mogła jej dać tyle cukru... Dziecko się znów rozchoruje! A te rączki,
pfe! Jakie to brudne, lepkie... I cała sukienka panienki polepiona i wymięta.
-Co mnie to obchodzi? wzruszając ramionami odparła Hesia. - Chciałam, żeby mnie
mocno uściskała na pożegnanie, a dzieci nie robią tego za darmo. No, a teraz,
ptaszyno, idź do niani. Proszę ją zabrać. .. Serce mi pęknie z żałości, jeśli
dłużej będę na nią patrzeć.
Niania wzięła dziecko na ręce.
- Do widzenia, panno Hesiu. A niech panienka
7
dobrze się sprawuje w szkole. Przekona się paniusia, że diabeł nie taki straszny,
jak malują.
_ Bądź zdrowa, nianiu - szybko rzekła Hesia. -Czy ty mnie wołasz, ojcze? Już idę.
Chwyciła mufkę i rękawiczki i wybiegła z jadalni, gdzie udawała, że je śniadanie.
W przedpokoju czekał już ojciec, wysoki mężczyzna, o twarzy poważnej niemal
surowej. Wsiedli do powozu i po chwili para rączych koni uniosła ich w kierunku
najbliższej stacji kolejowej. Różowa, pyzata twarzyczka Misi iuż dawno zniknęła
im z oczu. Z każdą chwilą stawał się też mniej widzialnym szary, olbrzymi dom,
mieszczący małą siostrzyczkę. Zniknęła także szeroka droga, wiodąca do parku...
Hesia przymknęła ciemne, błyszczące oczy, czując, że wypchnięta została w świat
obcy, zimny i nie będzie już w miłym gniazdku rodzinnym ze swoją pieszczotką.
Serce jej ściskał ból dotkliwy; w ciągu drogi ani razu nie spojrzała na ojca,
zatopionego w gazecie porannej. Wreszcie stanęli na stacji, a w parę minut
później baron Thornton umieszczał córkę w damskim przedziale pierwszej klasy i
wręczając jej bilet, oraz ostatni numer pisma ilustrowanego, mówił:
- Konduktor będzie się tobą opiekował w ciągu drogi. Poleciłem mu, by na każdej
stacji przyniósł ci herbatę i wszystko, co zechcesz. Pociągiem tym.dojedziesz
wprost do Sefton, a tam będzie cię oczekiwać pani WilHs, lub ktoś przez nią
wysłany. A teraz bądź zdrowa, kochanie. Staraj się dobrze uczyć,
i
a przede wszystkiem wyzbyć się swej dzikości. Spodziewam się, że na wakacje
wrócisz do domu, jako dobrze ułożona dziewczynka. No, do widzenia! Pocałuj mnie
- jeden raz! Dość już, dość! Wiesz, że nie lubię takich scen wobec obcych.
Baron Thornton w ten sposób zapobiegł dalszym czułościom, gdyż Hesia zarzuciwszy
mu ręce na szyję, zaczęła gorącymi pocałunkami okrywać jego bladą, surową twarz.
Mimo to, gorąca łza pozostała mu na policzku, lecz otarł ją energicznym i
szybkim ruchem.
II
Towarzyszki podróży
Pociąg mknął szybko naprzód, a dziewczynka, wtulona w kąt przedziału, cicho
płakała, przesłoniwszy twarz żałobną krepą. Łzy ptynęły bez przerwy z jej
zbolałego i wrzącego oburzeniem serca, gdyż już z góry nienawidziła życia
szkolnego, przeróżnych nakazów, zakazów i ograniczeń, a może także i kar za
nieposłuszeństwo i inne wykroczenia. Wyobrażała sobie, że z życia na swobodzie
dostaje się wprost do więzienia, do którego odnosiła się też z całą nienawiścią.
Jeszcze przed trzema miesiącami Hesia Thornton była jedną z najszczęśliwszych,
najweselszych dziewczynek w całym okręgu; lecz matka, która była jej aniołem
stróżem, i niezwykle żywą dziewczynkę utrzymywała na wodzy magiczną siłą miłości,
nigdy nie uciekając się do kar - zmarła nagle, osierocając Hesię i Misiunię.
Ojciec był człowiekim surowym, nie umiejącym
obchodzić się z dziećmi. Kochał je głęboko, lecz nie wiedział jak dać sobie radę
z nieokiełznanym temperamentem Hesi, która jak chłopiec wspinała się na drzewa i
na oklep dosiadała najdzikszych koni. Kilkakrotne kary nie odniosły wcale
pożądanego skutku, przeciwnie, rozbudziły w niej krnąbrność i głuchy żal do
otoczenia. Wobec tego, ojciec postanowił nieodwołalnie oddać ją do wzorowego
zakładu wychowawczego i oto Hesia jechała właśnie do pani Willis, z sercem
przepełnionym rozpaczą. Chłodne pożegnanie ojca dopełniło miary nieszczęścia;
utwierdzała się też w duchu, że nie będzie dobra, nie będzie się uczyć, nie
wróci na wakacje jako dziewczynka dobrze ułożona. Przeciwnie, zostanie tą samą
dziką, nieposkromioną Hesią jaką była dotychczas; a wtedy ojciec się przekona,
że szkoła na nic się nie zda i zabierze ją do domu. Tam przynajmniej ma Misiunię
i pamiątki po drogiej, ukochanej mateczce.
Hesia była dzieckiem o duszy głęboko wrażliwej i zamkniętej w sobie. Od śmierci
matki, nie wspomniała jej imienia. Ilekroć ojciec wspomniał nieboszczkę żonę,
ona wybiegała z pokoju, a jeśli ktoś ze służby poważył się w jej obecności mówić
o zmarłej pani, dziewczynka raptownie bladła i tupiąc nóżką, nakazywała
milczenie.
- Nie jesteście warci mówić o mojej matce! - wy-buchnęła pewnego dnia. - Moja
mateczka jest teraz aniołem, a wy... wam nie wolno wymawiać jej imienia!
Z jedną tylko istotą Hesia chętnie mówiła o mat-
11
??, a istotą tą była mała Misia. Dziecku temu niestrudzenie opowiadała o matce,
a rano i wieczorem odmawiała z siostrzyczką specjalnie przez siebie skomponowaną
modlitwę, zakończoną słowami: „Dziękuję ci Panie Boże, żeś mateczkę zrobił
ślicznym aniołem". A gdy pewnego dnia Misia włożywszy paluszek do buzi, spytała
poważnie, jakim sposobem mateczka mogła zamienić się w aniołka, Hesia
opowiedziała jej cudowną historię o skrzydlatych aniołkach i ich szczęśliwym
życiu w niebie. Misia była tak zachwycona tym opowiadaniem, że nie czekając
końca, zaczęła klaskać w rączki i wołać:
- Sienie być aniołkiem; Misia tyź chcie być aniołkiem i mieć białe ksidełka.
Jednakowoż rozmowy te, przynoszące Hesi pewną ulgę, rychło się urwały, gdyż
Misia miała dopiero dwa i pół roku i po upływie kilku tygodni Hesia musiała
sobie uświadomić smutny fakt, że dziecko najzupełniej zapomniało o matce.
Jadąc teraz do pensjonatu, Hesia po raz niewiadomo który rozpamiętywała swe
sieroctwo. Łzy, obficie spływające pod żałobną krepą, zastygły nareszcie i
dziewczynka szybkim spojrzeniem obrzuciła współtowarzyszki podróży. Były to dwie
starsze damy, otulone mnóstwem ????, ? zajęte ustawianiem przeróżnych koszyczków
i pudełek.
Z zaciekawieniem i współczuciem przyglądały się dziewczynce w żałobie, a jedna z
nich zaoferowała jej kanapkę. Hesia była zbyt dumna czy nieśmiała, by
przyjąć coś od obcej osoby, lecz widok posiłku przypomniał jej, że z domu
wyjechała na czczo i że głód dokucza jej coraz dotkliwiej.
- A możeby panieneczka zjadła raczej coś słodkiego? spytała druga pani
podsuwając jej terebkę, napełnioną ciastkami. - To moja siostra upiekła ten
placek królewski, a jest pod tym względem mistrzynią. No, proszę skosztować.
Serdeczne zaproszenie i nęcący zapach ciastek były pokusą tak silną, że Hesia
nie zdołała się oprzeć. Szepnęła parę słów, mających być podziękowaniem i z
apetytem spożyła ciastko.
- A teraz musi dziewczynka jeszcze skosztować mego ulubionego placka -
pieszczotliwym głosem zachęcała żywa staruszka. - I może usiądzie po tej stronie,
bo właśnie zaczną się śliczne widoki, które można doskonale obserwować z tego
okna.
Ujęła Hesię za rękę, usadowiła pod oknem, i stawiając obok niej kosz z
prowiantami, dodała:
- A jak dziewczynka będzie głodna, to proszę tylko sięgnąć do koszyczka, a
znajdą się tam rozmaite przysmaki.
Serdeczny ton obydwu kobiet od razu podziałał na Hesię uspakajająco.
Rozchmurzyła się i odrzucając krepę z twarzy, rzekła:
- Dziękuję pani. Ciastko było bardzo dobre, ale już mam dosyć. Nigdy nie jadam
więcej, niż jedno. Za to Misia mogłaby od razu zjeść kilka, gdyby jej tylko
pozwolono.
13
- A kim jest ta Misia? - spytała dobrotliwie właścicielka królewskiego placka.
-Moją małą siostrzyczką - odparła Hesia, a z piersi jej mimo woli wyrwało się
westchnienie.
-1 może za nią tak płakałaś, kochanie - rzekła druga z pań, kładąc rękę na
ramieniu dziewczynki. -Biedactwo kochane! Nie potrzebujesz się wstydzić przed
nami, bo dużo już, dużo łez widziałyśmy w życiu, a i same dość ich przelałyśmy.
Kinsley powiada: „kobiety muszą płakać" i święta w tym prawda. A czy na długo
rozstałaś się ze swą siostrzyczką?
- Tak... Na kilka miesięcy, a może i na dłużej. Ale nie wiedziałam - dodała po
chwili w zamyśleniu - że ludzie tak często płaczą. Ja do niedawna, nie płakałam
nigdy.
- Tak; widzę, dziecino, że niedawno dopiero spotkało cię wielkie nieszczęście -
mówiła staruszka, ze współczuciem patrząc na żałobną krepę Hesi.
- Tak, dopiero od tego czasu nauczyłam się płakać. Ale nie mówmy o tym.
- Tak; mówmy o czymś weselszym. Prawda, że na świecie jest dużo smutków i łez,
ale nie brak też wesołości i szczęścia, zwłaszcza w młodości. Zdaje mi się na
przykład, że i ty kochanie, rychło pogodzisz się z myślą o rozstaniu z
siostrzyczką i z przyjemnością będziesz wspominać tę podróż, rozpoczętą wśród
łez.
- O nie, nie! - gwałtownie zaprzeczyła Hesia. -Mnie nie czekają żadne
przyjemności. Jadę do miejsca... strasznego, a właśnie myśl o tym, co mnie cze-
14
ka i rozstanie z Misia, tak mnie zasmuciły, że musiałam płakać. Och, ja jestem
bardzo nieszczęśliwa... jadę do więzienia!
- Ależ dziecino! - wykrzyknęły równocześnie obydwie siostry, a młodsza z nich
dodała: - Widzisz, kochanie, moja siostra jest bardzo nerwowa i łatwo dostaje
bicia serca. Nie trzeba jej mówić o tak strasznych rzeczach... Zresztą, to
przecież niemożliwe, coś powiedziała. Za co by takie dziecko miało dostać się do
więzienia? Widocznie lubisz tylko używać silnych wyrazów, a moja siostra już się
przeraziła.
- No tak! - żywo tłumaczyła Hesia. - To właściwie nie jest więzienie, ale dla
mnie jest więzieniem i tak je nazywam. Ojciec mówi, że to szkoła... Taki zakład
wychowawczjf... No, teraz się już panie nie będą dziwić, że płakałam ? Chyba mam
powód do tego...
W tejże chwili obie staruszki zerwały się równocześnie i każda ucałowała Hesię w
policzek.
- Ależ dziecino! - zawołała młodsza z nich - kamień spadł mi z serca! Myślałam,
że czeka cię coś istotnie złego, gd}^ tymczasem szkoła jest czymś ogromnie
przyjemnym. Janino - zwróciła się do siostry - czy pamiętasz nasze szczęśliwe
lata szkolne?
Starsza towarzyszka skinęła głową potakująco, po czym obydwie na przemian
zaczęły bawić Hesię przeróżnymi wspomnieniami z czasów szkolnych. Wszystko to
było tak odmienne od tego, co sobie wyobrażała, że mimo woli uśmiechnęła się,
słuchając tych opowiadań, a z serca jej znikła stopniowo
15
trwoga, z jaką odnosiła się do przyszłego miejsca pobytu. Panny Bruce - bo tak
nazywały się jej towarzyszki podróży - znały doskonale pensjonat, gdzie Hesia
miała spędzić kilka najbliższych miesięcy; mieszkały bowiem w najbliższym
sąsiedztwie i z panią Willis, właścicielką pensjonatu, utrzymywały miłe stosunki.
- Cieszę się, że przynajmniej panie będą w pobliżu - oświadczyła z uśmiechem
dziewczynka, bo łagodne panny Bruce od razu zdobyły jej serduszko.
- Tak, kochanie. Będziemy się często widywały, a już w najbliższą niedzielę
przyjedziemy umyślnie do pani Willis, by zobaczjrć, jak się urządzisz w nowym
gniazdku. A może pani Willis pozwoli ci od czasu do czasu do nas przychodzić.
- Jeśli panie pozwolą, to ja przyjdę zaraz jutro, bo wiem, jak nudno i smutno
będzie mi w tej szkole.
- Widzisz, dziecino, kied}^ musisz wpierw prosić panią Willis o pozwolenie. A
przy tym, wizyty można składać tylko w święta, bo w dni powszednie trzeba się
uczyć.
Hesia znów zmarszczyła brwi, na myśl o ograniczeniach szkolnych. Nie miała
jednak czasu na smutne rozmyślania, gdyż panny Bruce zaczęły zbierać swe
koszyczki i pudełka, mówiąc: - Oto dojeżdżamy do Sefton. W najbliższą niedzielę
zobaczymy się w kościele, a potem u pani Willis. Do widzenia zatem, kochanie, i
bądź dobrej myśli.
Jaśminówka
Tak więc podróż upłynęła Hesi bardzo przyjemnie. Dwie staruszeczki otaczając ją
tak widoczną życzliwością, zupełnie podbiły jej harde serduszko. Uczuła
prawdziwą ulgę, wyrzuciwszy z siebie część trosk i lęków przed nowym życiem, a
opowiadania staruszek dotyczące życia szkolnego, znacznie ją uspokoiły, budząc
radosną nadzieję, że być może w zbyt ciemnych barwach wyobrażała sobie swą
najbliższą przyszłość.
Jednakowoż podczas dwu i półgodzinn...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpies-bambi.htw.pl