Photo Rating Website
Strona początkowa Mateusz, Nowakowski, Bóg, Nauka
Maciej Lasek i kłamstwo smoleńskie - wywiad, Raporty, Smolensk, itp

aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Maciej Lasek: I wybuch i rzekome polecenie zejścia na 50 m - to wszystko są kłamstwa smoleńskie

Specjaliści wojskowi nie znaleźli w Smoleńsku żadnego dowodu na punktowy wybuch, czyli coś połączonego z falą ciśnieniową i nadtopieniami. Na zdjęciu jest odcięte przez brzozę skrzydło, końcówka...Gdzie tu są wywinięte części, które mogłyby wskazywać na wybuch - mówi dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek komisji Jerzego Millera Agnieszka Kublik, Roman Imielski: W mediach związanych z PiS krąży informacja, że komisja Jerzego Millera nie miała własnych badań, że opierała się wyłącznie na badaniach przeprowadzonych przez Rosjan. Kiedy polscy eksperci przybyli do Smoleńska? Dr Maciej Lasek: Pierwsi członkowie komisji byli na miejscu już 10 kwietnia. Koledzy, którzy przeprowadzali badania - następnego dnia.
Pan był wtedy pod Smoleńskiem? - Nie, choć niewiele brakowało. Jechałem wtedy do Częstochowy, gdzie miałem prowadzić szkolenie z bezpieczeństwa lotów dla instruktorów z firm lotniczych. Otrzymałem telefon z Ministerstwa Transportu, chyba tuż przed 11 naszego czasu [godzina katastrofy to 8.41], że tupolew rozbił się w Smoleńsku. Zadzwoniłem do przełożonego [płk. Edmunda Klicha, później akredytowanego przy rosyjskiej Międzypaństwowej Komisji Lotniczej]. I poleciałbym do Smoleńska, ale wracając, spóźniłem się na samolot. Bo wykład mimo wszystko musiał się odbyć. Był to najtrudniejszy wykład w moim życiu. Kilkudziesięciu instruktorów, niektórzy z doświadczeniem i wojskowym, i cywilnym, z kamiennymi twarzami, a w tle wciąż napływające informacje. Po powrocie do Warszawy stwierdziliśmy, że ktoś musi zostać w kraju. Drugi kolega, specjalista od ruchu lotniczego, poleciał do Smoleńska następnego dnia rano z wojskowymi, bo koledzy z wojska potrzebowali wsparcia. Przewodniczącym komisji, do której zostałem włączony 5 maja, był najpierw Edmund Klich, a zastępcą płk Mirosław Grochowski. Potem szefem został minister Miller, a Edmund Klich pozostał akredytowanym. W końcu rozszerzono jej skład do 34 osób: 17 wojskowych, 17 cywilów z organizacji takich jak LOT, Państwowe Porty Lotnicze, Gdańska, Warszawski, Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. W większości specjaliści od badania zdarzeń lotniczych.

Nasi eksperci dokonali oględzin wraku? - Tak, i to sami, a nie jako osoby towarzyszące Rosjanom. Rosjanie przeprowadzali swoje prace, a nasi eksperci dokumentowali i robili swoje pomiary. W raporcie kończącym komisji są m.in. zdjęcia, na których widać, jak koledzy dokonują pomiaru wysunięcia trzonów układów sterowniczych. Pobierali też różne próbki. Cały materiał, który tam zebrali, stanowił bardzo ważny element naszych badań.
Pobrali próbki wraku? - Też. Są opisane w jednym z załączników do raportu: m.in. fragmenty ubrań, parasolka, banknot, nadpalona książka. To wszystko są materiały chłonne, które mają największe szanse na absorbowanie obcego materiału, który mógłby być naniesiony w trakcie wybuchu.
Fotografowaliście brzozę? - Tak, dzień po wypadku i w dniach następnych. Tak jak i szczątki samolotu przed ich przeniesieniem w miejsce, gdzie nastąpiła tzw. obrysówka, czyli złożenie wraku w obrysie samolotu. Wszystkie zabezpieczone próbki zostały przywiezione do Polski i poddane badaniom w Wojskowym Instytucie Chemii i Radiometrii.
Jakie hipotezy przyjęliście na początku? - Niesprawność samolotu, niesprawność systemów naprowadzających lotniska, niewłaściwe paliwo, błąd załogi, eksplozja... Hipotez było co najmniej kilkanaście.
A zamach? - Badaliśmy, czy miała miejsce eksplozja materiałów, które nie miały prawa znaleźć się na pokładzie samolotu. Dopiero stwierdzenie takiego faktu stanowi podstawę do podjęcia działania przez inne, wyspecjalizowane służby. To zadanie dla prokuratury. My mamy przeprowadzić badanie techniczne, stwierdzić, czy przyczyny leżą w działaniu załogi, w niesprawności sprzętu, czy w czynniku niezależnym od sprzętu i załogi, np. wybuchu.
Jak szybko hipoteza wybuchu została odrzucona? - W ciągu kilku miesięcy od początku komisji Jerzego Millera. Jednym z dowodów była ekspertyza Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, w której nie stwierdzono żadnych śladów materiałów wybuchowych. Kolejnym dowodem była analiza czarnych skrzynek z kokpitu. Gdy otrzymaliśmy kopie ich zapisu, przesłuchaliśmy je, ale jednocześnie przekazaliśmy do ABW i policyjnego Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, żeby zrobić dwie ekspertyzy.
Miały potwierdzić, że w materiał nikt nie ingerował? - Oczywiście. I potwierdziły, że nikt nie ingerował.

Szukaliście śladów wybuchu na miejscu katastrofy? - Tak. Sprawdzaliśmy, czy nie wystąpiły charakterystyczne odkształcenia konstrukcji samolotu. Robili to specjaliści, którzy badali niejeden wypadek lotniczy - i to najczęściej wojskowy, gdzie przy zderzeniu z ziemią następuje eksplozja materiałów wybuchowych przewożonych przez samolot. Wojsko ma duże doświadczenie w tego typu badaniach, np. wybuchu bomby przenoszonej pod Su-22 na poligonie w Nadarzycach, kiedy zginął pilot. I właśnie koledzy, którzy są w tym wyszkoleni, byli w Smoleńsku. Nie znaleźli żadnego dowodu na punktowy wybuch, czyli coś połączonego z falą ciśnieniową, z nadtopieniami.
Jakich dowodów szukali? - Musi być dowód na falę ciśnieniową, na duży skok ciśnienia. Ten dowód przeprowadza się w kilku etapach. Najpierw oglądamy szczątki. W przypadku tupolewa nie znaleźliśmy niczego, choćby przy tym sławetnym przecięciu skrzydła, co wskazywałoby na wybuch. Ewidentnie wszystko było pogięte... Proszę popatrzeć na to zdjęcie [dr Lasek odpala komputer z plikami bardzo dokładnych zdjęć]. To jest odcięte przez brzozę skrzydło, końcówka skrzydła... Gdzie tu są wywinięte części, które mogłyby wskazywać na eksplozję? Niektóre elementy są wywinięte wręcz do dołu, nie do góry. Kolejne zdjęcie, już po złożeniu szczątków maszyny na płycie lotniska. Proszę popatrzeć na konstrukcję skrzydła. Czy to jest konstrukcja bardziej zbliżona do siekiery, jak mówią niektóre osoby [Jarosław Kaczyński], czy bardziej do konstrukcji lotniczej, która przenosi zupełnie innego rodzaju obciążenia? Tu mamy fragment wywinięty do góry, a tu fragment wywinięty do dołu w wyniku m.in. rozerwania powierzchni skrzydła. No i żadnych nadtopień charakterystycznych dla wybuchu nie ma. Proszę spojrzeć jeszcze tu [pokazuje kolejne zdjęcie]...

Kawałki brzozy wbite w skrzydło. - Tak, elementy drzewa, włókna. A to jeden z dźwigarów złamanych przez drzewo w charakterystyczny sposób. A to jest ta słynna brzoza, powiększmy zdjęcie. Element pokrycia skrzydła samolotu wiszący w gałęziach. Tutaj, na dole, porozrzucane są inne elementy samolotu. W jakiś sposób musiały tutaj spaść. No dobrze, znowu brzoza...
Z powbijanymi elementami dźwigara i skrzydła. - Zastanawiam się, dlaczego nie umieściliśmy takich zdjęć w internecie w dużej rozdzielczości, by każdy mógł na własne oczy się przekonać. Nie wszystkie też znalazły się w raporcie komisji.
No właśnie, dlaczego? - Bo dla nas zderzenie z brzozą było i jest całkowicie oczywiste, a dowody jednoznaczne. Popatrzmy dalej na zdjęcia. To jest końcówka skrzydła, która została oderwana, leży sto metrów od miejsca zderzenia.
To nie są zdjęcia, które robili Rosjanie?- Pochodzą z różnych źródeł. Część została wykonana przez kolegów z komisji i zamieszczona w naszym raporcie. Nasi członkowie wykonali szereg jeszcze bardziej szczegółowych zdjęć niż te. Pozostałe są spoza zasobów komisji.
Kiedy zrobiono to zdjęcie?- 11 albo 12 kwietnia. To inne zdjęcie tej samej końcówki. Tu mamy krawędź natarcia mniej więcej i to jest...
Wgniecenie po uderzeniu w brzozę? - Tak, charakterystyczne odkształcenie pokrycia, tzw. harmonijka, które ewidentnie wskazuje, jak skrzydło było niszczone. A to brzózka przycięta przez skrzydło tupolewa - to zdjęcie jest w naszym raporcie. Rośnie przy bliższej radiolatarni [ok. 1 km przed progiem pasa]. Nic innego nie mogło ściąć tej brzózki - wokół jest wysoka sucha trawa i nie ma śladu, by ktoś podjechał i ściął drzewko. To dla tych, którzy twierdzą, że samolot był w tym miejscu znacznie wyżej.

Ktoś powie, że brzózkę można było przyciąć np. z helikoptera. - Chyba że helikopter Rosjanie potrafią obrócić do góry kołami i używać jak kosiarki. Ale wtedy trzeba uznać, że są wszechmocni...
Czyli najszybciej została zweryfikowana hipoteza o wybuchu. Negatywnie.- Tak, bo nie było absolutnie żadnych dowodów ani poszlak za nią przemawiających. Proszę zerknąć jeszcze na to zdjęcie... To elementy samolotu pod brzozą, w którą uderzyło skrzydło. Na przykład siłownik do wypuszczania klap. Nic nie jest wywinięte ani spalone, choć oczywiście druga strona zawsze może powiedzieć, że zdjęcia są zmanipulowane.

Kolejna hipoteza to...- Niesprawność samolotu. Długo nad tym pracowaliśmy, bo trzeba było zbadać całą historię maszyny, jej eksploatacji i usterek, od przejęcia jej przez 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego.
Badaliście zapisy tych czarnych skrzynek, które monitorują różne systemy samolotu. - Dokumentację i zapisy czarnych skrzynek. Wszystkie zapisy parametrów lotu wskazują, że do zderzenia z brzozą samolot był w stu procentach sprawny. Wróćmy do hipotezy wybuchu. Gdyby, załóżmy, nastąpił w kadłubie, wzrost ciśnienia powinna była zarejestrować czarna skrzynka, która rejestruje m.in. nadciśnienie wewnątrz samolotu z częstotliwością 4 Hz. Żaden rejestrator (a były dwa od siebie niezależne) nie zanotował problemów z hermetyzacją kadłuba. Do samego końca system działa prawidłowo, a ciśnienie w kabinie w ostatnich minutach lotu jest równe ciśnieniu zewnętrznemu. Mamy wreszcie rejestrator dźwięków w kokpicie, który nie nagrał odgłosu wybuchu.
Zamontowana przez polskich ekspertów czarna skrzynka monitorująca różne systemy maszyny jest dokładniejsza od tej zamontowanej przez Rosjan. Badali ją tylko polscy eksperci?- Tak, nasz rejestrator szybkiego dostępu QAR rejestruje więcej parametrów niż rejestrator wypadkowy FDR, choć korzysta z tych samych danych. Dodatkowo mierzy poziom wibracji silników. Został zamontowany po katastrofach samolotów Ił-62 w latach 80., by monitorować, czy nie dochodzi do usterek elementów silników, które doprowadziły do tragedii maszyn LOT-u. Ten QAR został odnaleziony kilka dni po wypadku i przywieziony do Warszawy. Rosjanie w ogóle się nim nie zajmowali. Jest objęty ochroną patentową i tylko firma ATM ma odpowiedni klucz, by zapisane dane rozkodować. W Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych został odczytany przez specjalistów z ATM i od razu otrzymaliśmy wyniki. Zostały też przekazane Rosjanom. Gdy od Rosjan dostaliśmy kopie zapisu FDR, porównaliśmy je z QAR. Były zgodne, co pozwoliło nam wykluczyć manipulację. Zresztą jakakolwiek ingerencja w QAR zostawiłaby ślady, które firma ATM by odkryła.
A co z czarną skrzynką z nagraniem rozmów? - Rejestrator dźwięków w kokpicie zapisuje na taśmie magnetycznej głosy z czterech kanałów. Jego zapis skopiowano do postaci cyfrowej i dopiero na nim pracowano. Każda komisja na świecie stosuje taką technikę. Ani więc Rosjanie nie pracowali na oryginałach, ani my. Łatwo można zweryfikować, czy zapis nie jest manipulowany. Robi się zdjęcia rejestratora, taśmy, potem analizę całego zapisu, wreszcie sprawdza namagnesowanie taśmy. W Polsce wykonano już wystarczająco dużo analiz, które wykluczyły manipulację.
PiS powtarza, że bez oryginałów nie mamy pewności, czy taśma nie została sfałszowana. We wtorek powiedział to Jarosław Kaczyński, odnosząc się do zeznań chorążego Remigiusza Musia z załogi jaka-40, który lądował przed tupolewem. Muś twierdził, że rosyjscy kontrolerzy kazali załodze i jaka, i tupolewa, i rosyjskiego iła-76 zejść na pułap 50 m. A zgodnie z procedurą mogła tylko do 100 m.- Wyjaśnijmy te 50 m. Będzie bolało. Załoga samolotu Jak z dziennikarzami na pokładzie złamała podstawowe zasady obowiązujące przy lądowaniu, czyli zeszła poniżej dopuszczalnej wysokości. Więcej: wylądowała bez zgody kontrolerów. Ba, dostała komendę "uchodi na wtoroj krug" [odejdź na drugi krąg, czyli przerwij lądowanie]. A co by było, gdyby odmowa zgody na lądowanie wynikała z przeszkody na pasie, np. zepsutego samochodu? Nasza komisja dysponowała zapisami rejestratora dźwięku jaka-40. To prosty magnetofon, który zapisuje tylko korespondencję radiową, czyli to, co przychodzi do załogi, i to, co załoga odpowiada. Ma bardzo długi zapis, dzięki temu mogliśmy go odsłuchać po powrocie samolotu. Był odczytany tylko w Polsce. Komisja miała kopie zapisu rejestratora dźwięku z jaka, z tupolewa i z wieży. W dodatku sami zgrywaliśmy zapis z magnetofonu rejestrującego głosy na wieży. Rosjanie nie bardzo chcieli, ale się dogadaliśmy na miejscu. Koledzy z wojska zgrali to na swój magnetofon i w Polsce przeprowadzaliśmy analizy. W żadnym z zapisów nie pada komenda: "możecie zejść na 50 m". Jest mowa wyłącznie o 100 m.
Pada komenda: "uchodi na wtoroj krug"? - Tak. A wcześniej pada komenda "posadka dopołnitielna" - nieznana większości pilotów wojskowych, z którymi rozmawialiśmy. Oznacza "kontynuuj podejście, ale zgody na lądowanie jeszcze nie masz". Lądowanie jaka i słaba znajomość języka rosyjskiego przez jego załogę wprowadziły dodatkowe zdenerwowanie na wieży. Kontrolerzy nie mogli wykluczyć, że załoga tupolewa również nie zdoła prawidłowo prowadzić korespondencji po rosyjsku.
Po wylądowaniu jaka pada z wieży: "mołodcy" ("zuchy"). Kontrolerzy są zdziwieni, że udało im się wylądować. - Potem wydali załodze komendę "rulaj priamo" - "kołuj prosto". Ale samolot skręca w prawo, bo "priamo" z "prawo" się załodze pomyliło. Jeżeli ktoś nie zna rosyjskiego, to łatwo o taki błąd. Załoga jaka-40 siedzi w maszynie i słucha korespondencji między wieżą a iłem, która nagrywa się przy okazji na magnetofon. Wydaje mi się, że Rosjanie nie spodziewali się, iż mamy ten zapis. Dla nas był to nieoceniony materiał, bo pomógł ocenić współpracę wieży nie tylko z tupolewem i jakiem, ale również z iłem-76.

Co z tego wynika?- Ił nie dostał zgody na lądowanie i zszedł poniżej minimalnej wysokości decyzji. Dwukrotnie spróbował wylądować, według świadków niewiele brakowało, żeby się rozbił. To wywołało bardzo duży stres na wieży, padały niecenzuralne słowa. W końcu pilot iła, który znał lotnisko w Smoleńsku, stwierdził, że nie da rady, i odleciał do Moskwy.
Poza zeznaniami Musia i pierwszego pilota por. Artura Wosztyla nie ma żadnego dowodu, że załoga jaka dostała komendę o zejściu na 50 m?- Nie ma. A przesłuchaliśmy całą załogę jaka. Nie będę mówił, co zeznała, to jest objęte tajemnicą. Nie ma też dowodu na manipulację danymi, bo trzy magnetofony - z jaka, z tupolewa i z wieży - potwierdzają to samo. Jest za to rzecz wstydliwa. Załoga jaka mówi załodze tupolewa, że widoczność wynosi tylko 400 m, ale że "mogą spróbować wylądować". Czy lotnik z 12-letnim stażem, doświadczony [por. Wosztyl], powinien coś takiego sugerować?To jest absolutnie niezgodne z procedurami wojskowymi, nie można próbować lądować w takich warunkach. Podejść do lądowania - owszem; podejść do minimów, ale tekst: "No, wiecie, tu jest bardzo źle, ale możecie spróbować, nam się udało". Jak to brzmi? Później jeszcze informują załogę tupolewa, że teraz to widać 200 m. Ale lądowania też nie odradzają. Kapitan tupolewa kwituje tę informację: "Dzięki".
Jaki radar jest w Smoleńsku? Jedni mówią, że radar precyzyjnego podejścia, inni - że zwykły, mało dokładny radar naprowadzający. - Tam jest rosyjski system RSP, u nas zwany RSL, czyli dosyć prymitywny radar jedynie wspomagający lądowanie w trudnych warunkach. Minima określone dla takiego systemu, przy wykorzystaniu dwóch radiolatarni plus RSL, są dosyć wysokie, wynoszą dla tupolewa 1000 m widoczności poziomej i 100 m pionowej.
Dowódca tupolewa takich uprawnień nie miał. Powinien był się stosować do 1800 i 120 m. - To prawda. On w ogóle nie miał ważnych uprawnień lotniczych, bo nie przechodził kontroli w wyznaczonym czasie. A wojskowy regulamin lotów - wojskowa biblia latania - mówi wprost: niewykonanie kontroli techniki pilotażu w strefie skutkuje automatycznie zawieszeniem wszystkich uprawnień. Z całej załogi tupolewa 10 kwietnia 2010 r. tylko technik pokładowy miał prawidłowo nadane i ważne uprawnienia do wykonywania lotu. Z formalnego punktu widzenia reszta nie miała prawa polecieć do Smoleńska.
Kolejna hipoteza: niewłaściwe działanie załogi. - To najtrudniejsze do stwierdzenia. Dlaczego zeszła poniżej bezpiecznej wysokości? Dlaczego maszyna zniżała się za szybko? Dlaczego załoga nie reagowała na komendy systemu TAWS "terrain ahead" ("ziemia przed tobą") i "pull up" ("natychmiast do góry")? To ten moment, kiedy maksymalnie dodajesz gazu i ściągasz wolant na siebie.
Co się mogło wydarzyć? - Psychologowie mówią o tunelowaniu poznawczym i z nimi trzeba by o tym porozmawiać. Najprawdopodobniej dowódca załogi skoncentrował się na pilotowaniu samolotu, a bodźce zewnętrzne do niego nie docierały. Czy dowódca tupolewa pierwszy raz zszedł poniżej minimalnej wysokości i złamał przepisy? Nie, to zdarzało się wcześniej. Nawet w trakcie lotu do Smoleńska załoga rozmawia ze sobą, jak wylądowała poniżej minimów w Gdańsku. Przeanalizowaliśmy loty członków załogi w ostatnich dwóch latach. Z tych analiz wynika, jak często były łamane procedury i przepisy nie tylko dotyczące pilotowania, ale również innych czynności lotniczych.

" Innych czynności lotniczych"? - Czas lotu, czas odpoczynku - to jest dokładnie określone w wojskowym regulaminie lotów, w przepisach cywilnych również. Pewnie kiedyś przyszedł jakiś polityk i powiedział: "Muszę polecieć i wrócić jeszcze dzisiaj, bo ważna sprawa, Bóg, honor, ojczyzna. To naprawdę wyjątkowa sytuacja. Polecicie? Tak, polecimy". Tak to się zaczyna.
W takiej sytuacji powinny być gotowe do lotu dwie załogi? - Oczywiście. Trzeba tak zarządzać pułkiem, żeby były dwie załogi. Tylko na to potrzeba pieniędzy.

Czy w kokpicie był dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik? Wasza komisja upiera się, że rozpoznała jego głos, ale krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. Sehna nie zdołał stwierdzić, czy był to głos gen. Błasika. - W naszym raporcie napisaliśmy: "Najprawdopodobniej w tym momencie wszedł do kabiny dowódca sił powietrznych". Nie było kategorycznego stwierdzenia. Zawarliśmy też zdanie, że obecność tej osoby w kokpicie ograniczyła się do biernej obserwacji. Osobie tej zostały przypisane dwie wypowiedzi nienależące według naszych odsłuchów do żadnego z członków załogi. Chodzi o odczyt wysokości: 200 m, a potem 100 m. Bolą mnie ataki, że zszargaliśmy pamięć dowódcy sił powietrznych. Nic takiego nie napisaliśmy. To, że w kokpicie były osoby trzecie, jest ewidentne, i opisaliśmy to jako niewłaściwe. Zastanówmy się, przed kim dowódca samolotu tłumaczyłby się, jaka jest sytuacja w momencie, gdy szefowa stewardes zgłosiła, że pokład gotowy, czyli wszyscy siedzą na miejscach? Czy dowolny pasażer mógł pod sam koniec lotu wejść do kabiny, a dowódca samolotu musiałby mu się tłumaczyć?
Mógł to być ktoś ważny z Kancelarii Prezydenta, czyli dysponenta lotu. - Dyrektor Kazana [szef protokołu dyplomatycznego w MSZ] był wcześniej dwa razy w kokpicie. Według naszej opinii jego zadaniem było poinformowanie prezydenta, jaka jest sytuacja. I zadanie wykonał. Znalazł się tam, można powiedzieć, w sposób uprawniony, dużo wcześniej niż samolot rozpoczął podejście do lądowania.
On był łącznikiem załogi z prezydentem, a nie gen. Błasik? - Jakakolwiek inna osoba spoza załogi, poza dyrektorem ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl
  • Odnośniki
    Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.
    Maciej Tarasek Prawo Rolne, Prawo, Prawo rolne
    Maciej Demianiuk, Dokumenty Inżynierskie, Ergonomia, Ergonomia
    Maciej Boryna, Szkoła, Język polski, Młoda Polska, Młoda Europa, Reymont - Chłopi
    Maciej Stachurski I rok Biotechnologia, Studia, I rok, Sprawozdania z biofizyki
    marlena i maciej wycena, Budownictwo, Rok IV, Budownictwo na Terenach Górniczych
    Mateusz Suchocki-W2K3-03-raport, WAT, SEMESTR VII, Systemy operacyjne windows, Systemy operacyjne windows, W2K3-lab-03
    Maciej Parowski - Twarza Ku Ziemi, Prywatne, opracowania książęk
    Maciej z Miechowa, filozofia, PEF opracowania tematów
    Maciej Szukiewicz, filologia polska i do poczytania
    Maciej Kuczyński Szamani i DNA, Huna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rodi314.opx.pl
  • Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.

    Designed By Royalty-Free.Org