aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARION ZIMMER BRADLEY
Dom światów
przełożyli: BEATA KOŁODZIEJCZYK
I BARTEK LICZBIŃSKI
WYDAWNICTWO ALFA WARSZAWA 1995
Tytuł oryginału
The House Between the Worlds
POULOWI ANDERSONOWI, pisarzowi fantasy, poecie i popularyzatorowi sag skandynawskich, za zapoznanie mnie z jego kilkoma ulubionymi legendami zwłaszcza tymi, które dotyczą Alfarów elfów Północy - jak również za uświadomienie mi, że są dobrem wspólnym Świata Literatury.
MARION ZIMMER BRADLEY
NOTA AUTORKI
Oczywiście, w kampusie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (ani nigdzie indziej) nie stoi budynek o nazwie Smythe Hall. Nie ma tam też Instytutu Parapsychologii czy zespołu wykladowców i studentów opisanych w tej książce. Kampus uniwersytecki jest naturalnie miejscem realnie istniejącym i staralam się w tej powieści odzwierciedlić z grubsza jego topografię. Pozwolilam sobie na usytuowanie Smythe Hall w pobliżu faktycznie istniejącego Barrows Hall. Stalo się to możliwe dzięki wykorzystaniu znajomości prawdziwego kampusu, widocznego z okien mego domu.
Jeżeli w tekście użyłam nazwiska jakiejkolwiek żyjącej osoby, jest to nieuniknione. Każde nazwisko wymyślone przez pisarza prędzej czy później zostanie nadane człowiekowi urodzonemu na tym ludnym kontynencie.
MARION ZIMMER BRADLEY
ROZDZIAŁ 1
Cameron Fenton zaczynał się denerwować. Biały, sterylny pokój, w którym się znalazł, przypominał szpital, a wrażenie to wzmagał natrętny odór środków dezynfekujących i leków. Fenton nie spodziewał się, że same przygotowania wyprowadzą go z równowagi, ale sterylne pomieszczenie, białe fartuchy, wysokie, twarde łóżko sprawiały, że czuł się nieswojo. Profesor Garnock stał odwrócony plecami, a podenerwowany Fenton spoglądał w stronę drzwi.
Można się było jeszcze rozmyślić. W każdej chwili mógł po prostu wstać i wyjść. Jakim cudem ja się w to wszystko władowałem? Ciekawość, odpowiedział sam sobie. Ciekawość. Ten sam co zawsze i wszędzie pierwszy stopień do piekła.
Wcześniej na dole, kiedy Garnock przytoczył to powiedzenie w swoim przytulnym, choć obdrapanym, starym gabinecie, ukrytym na uboczu nowoczesnego Smythe Hall, brzmiało ono zupełnie inaczej. Gabinet profesora był zawalony książkami, wysokimi stertami papierów, a ściany obwieszone intrygującymi wykresami. Sam Garnock wydawał się wtedy inny. Siedział za biurkiem w starym tweedowym płaszczu i rozluźnionym krawacie. Na brzegu blatu stał kubek z wystygłą już kawą. Pod wrażeniem słów profesora Fenton zapomniał o swojej.
- Początki były takie same jak w przypadku każdego środka halucynogennego - powiedział Garnock i wskazał palcem czasopismo leżące na jego kolanach. - Po raz pierwszy dowiedzieliśmy się o tym z Psychedelic Review. Sprowadzono grupkę naszprycowanych dzieciaków z ulicy. Wiadomo powszechnie, że z chwilą odkrycia i zakazania jakiegokolwiek środka psychodelicznego nasza młódź natychmiast wymyśla coś nowego. W końcu udało nam się położyć łapę na specyfiku i przetestowaliśmy tę nowość. Jeśli interesują cię detale farmakologiczne, znajdziesz je w tym artykule. Podczas badań stwierdziliśmy, że znajdujemy się w punkcie przełomowym, na który wszyscy czekaliśmy. Nasze wyniki sprawdzaliśmy wielokrotnie przy zachowaniu dostępnych zabezpieczeń. Dokonaliśmy nawet tego, czego żądano w czasie przeprowadzania testów na Uri Gellerze w Stanford, które, jak wiesz, od lat stanowią kość niezgody w środowisku. Zaprosiliśmy nieznajomego magika cyrkowego, żeby przygotował wiarygodne testy i uniemożliwił badanym zafałszowanie wyników.
- Czy z tego wynika, że jest to środek, który zwiększa poziom percepcji pozazmysłowej ESP?
- Na to by wyglądało - odpowiedział Garnock. Był wysokim, potężnym mężczyzną, nosił przydługie włosy i dwudniowy zarost. Dlaczego, pomyślał Fenton, dlaczego on sam nigdy się nie złamał i nie pozwolił sobie na długie włosy i zarost. Na kampusie w Berkeley nikt by tego nie zauważył. Ale Lewis Garnock, profesor parapsychologii, wyróżniał się w tłumie i Fenton zastanawiał się dlaczego... Powrócił myślami do słów Garnocka i zapytał:
- Na ile jest to niebezpieczne?
- Żadnych poważnych skutków ubocznych nie stwierdzono po dwustu próbach klinicznych, przeprowadzonych najpierw na zwierzętach laboratoryjnych, a potem na ludziach.
- Czy można powiedzieć, że efekt ESP został definitywnie dowiedziony?
Garnock kiwnął głową.
- Jednoznacznie. Większość środków odurzających, jak wiadomo, obniża możliwość percepcji pozazmysłowej. Poddaj badanego działaniu jakiegokolwiek narkotyku, a jego zdolność odgadywania kart z talii Zenera znacznie się pogorszy i to jeszcze przed pojawieniem się innych skutków działania narkotyku. Jeden czy dwa kieliszki alkoholu likwidują zahamowania wewnętrzne i podnoszą poziom ESP o kilka punktów, ale niech badany wypije jeszcze kilka kieliszków, a w pełni utraci zdolność ESP, nim się upije.
- A ten nowy środek... - Antaril.
- Antaril. Kto go tak nazwał?
- Bóg jeden wie, najprawdopodobniej komputer. Tak czy inaczej nowy środek zwiększa poziom ESP, słuchaj teraz uważnie, Cam, zawsze o co najmniej pięćdziesiąt procent, a czasami o czterysta, a nawet pięćset. Przy średniej dawce antarilu, a wciąż pracujemy nad dawką optymalną, czterech badanych w Duke odgadło osiem zestawów kart Zenera pod rząd. Jak widzisz, prawdopodobieństwo przypadku wydaje się wykluczone.
Fenton zagwizdał. Śledził przebieg eksperymentów Rhine'a, od kiedy zainteresował się parapsychologią. W czasie pierwszych trzydziestu lat ich trwania odnotowano jedynie cztery przypadki bezbłędnego odczytania kart Zenera, ale i temu wielu nie dawało wiary.
Garnock przyjrzał mu się uważnie i powoli skinął głową.
- Tak - powiedział - to przełom, bez dwóch zdań.
Otrzymaliśmy w końcu taki rodzaj dowodów, na które tyraliśmy przez lata. Dowodów, jakie możemy podsunąć tym, którzy wciąż podważają istnienie spostrzegania pozazmysłowego.
Fenton wiedział o tym doskonale. Zacytował teraz najczęściej przytaczaną opinię o parapsychologii:
- „W każdej innej dziedzinie jedna dziesiąta zebranych materiałów dowodowych byłaby przekonująca. W przypadku parapsychologii dziesięciokrotnie większy materiał dowodowy nie wystarcza, by przekonać kogokolwiek."
Garnock ciągnął swoją myśl:
- Jeśli naprawdę natrafiliśmy na to, o czym myślę, wszystko, przez co przeszliśmy, miało swój głęboki sens. Te długie lata, które przesiadywałem tutaj znosząc upokorzenia, jakie spotykają każdego uznanego psychologa poważnie traktującego parapsychologię. moja długoletnia walka o założenie Instytutu Parapsychologii na Wydziale Psychologii czy choćby gnębienie moich studentów wymogiem analizy matematycznej i komputerowego sprawdzania wszystkiego, cokolwiek miało być zaakceptowane, i wreszcie sposób, w jaki zmieniali moich najlepszych studentów w treserów szczurów, kiedy bezwzględnie wymagali czterech semestrów psychologii behawioralnej. A nawet po tym wszystkim wypominano im, że to parapsychologia wyprała im mózgi.
Twarz miał surową, oczy wpatrzone daleko przed siebie. Po chwili jednak otrząsnął się.
- Weź te materiały do domu, Cam, przeczytaj w nocy i zawiadom mnie, czy się decydujesz.
Fenton zabrał do domu gruby plik papierów z detalami farmakologicznymi, a następnego dnia wrócił z nowymi pytaniami.
- Czy efekt ESP jest niezawodny, czy każdy go doznaje?
- Niezupełnie. Sześć osób na dziesięć. Dokładnie jak w szwajcarskim zegarku, sześć na dziesięć.
- A te cztery?
- Niektórzy tracą przytomność bardzo szybko i urywa się kontakt z prowadzącym badanie, więc nie wiemy, co się z nimi dzieje. Po przebudzeniu są w stanie opowiedzieć dokładny przebieg snów i halucynacji. Sally Lobeck, pamiętasz ją jeszcze ze swoich czasów, próbuje przeanalizować sny badanych i halucynacje ze względu na ich zastosowanie przy badaniu fenomenu jasnowidzenia. Ja sam mam co do tego wątpliwości, ale Sally chce napisać doktorat, więc zaaprobowałem jej pomysł. W co dziesiątym przypadku, w rzeczywistości jest ich mniej, badany przechodzi chwilowy wzrost poziomu ESP, następnie jednak zapada w stan halucynacji, a po przebudzeniu opowiada o dokuczliwych bólach i okresowej utracie orientacji. To i tylko to, jak dotąd, można by podciągnąć pod niepożądane skutki uboczne, są one jednak przejściowe. Przetestowaliśmy sto cztery osoby, czyli wcale nie tak wiele, a więc możemy jeszcze napotkać skutki uboczne, które dotychczas nie wystąpiły.
Cameron Fenton miał wtedy tak naprawdę tylko jedno ważne pytanie.
- Kiedy rozpoczynamy?
Teraz, kiedy przygotowania dobiegły końca, Fenton zaczynał się denerwować. Nie przypuszczał, że warunki będą aż tak kliniczne.
Na laboratoryjnym piętrze Smythe Hall, w samym Instytucie Parapsychologii, przeprowadzano nieformalne testy. Z powodu zaostrzonej kontroli medycznej odbywały się w luźnej atmosferze. Stało się to konieczne. Fenton nie był behawiorystą, ale wiedział, że aby uniemożliwić niepożądane reakcje badanych, należy eliminować jakiekolwiek wywołujące je bodźce. W czasie pierwszych badań percepcji pozazmysłowej na uniwersytecie w Duke nie uniknięto błędów. Same badania były nudne, po prostu bardzo nudne dla badanych. Mieli odgadywać zestaw kart za zestawem, a na dodatek nie byli informowani na bieżąco 0 osiąganych wynikach. Sytuacja ta sprawiła, że w wielu wypadkach zniechęceni badani o wysokim poziomie ESP przerywali eksperyment w połowie. Mimo najlepszych ich intencji wczesne badania osłabiały skutki podniesionego poziomu ESP z powodu nudy i zmęczenia.
Teraz same testy były proste. Badanego sadzano za potężnym, drewnianym ekranem i zakładano mu końskie okulary, żeby się nie dekoncentrował. Prowadzący badanie, który siedział za ekranem, kolejno odkrywał dwadzieścia pięć kart z talii Zenera. Należało się skupić na ulotnym odczuciu, jakie ogarniało badanego na myśl o danej karcie, na której mógł być krzyż, gwiazda, fala, koło lub kwadrat. Zrobioną przez badanego listę porównywano z tą, którą przygotował prowadzący test. I to było wszystko.
Rachunek prawdopodobieństwa wykazywał, że na chybił trafił można odgadnąć od czterech do sześciu kart. Jeśli badany był zmęczony, niewyspany lub w złej formie, nie odgadywał zwykle nic. Badania należało jednak kontynuować. Od czasu gdy po każdym prawidłowym odgadnięciu prowadzący „nagradzał" badanego zapalającym się światełkiem, wyniki rosły. Zdarzały się przypadki, że wsłuchawszy się w swoje ulotne przeczucia, odgadywano dziewiętnaście kart pod rząd. Ale ciągle nie było wiadomo, jak to się dzieje. W głowie badanego pojawiały się obrazki, które należało w kolejności zapisać. Nie osiągało się nic siląc się lub próbując odgadnąć kolejność kart. Najlepiej było poddać się przepływowi fal alfa. Badanych przyzwyczajono do tego, że podczas testu podłączano ich do elektroencefa
lografu. Każdy z nich miał już swoje ulubione warunki, w których poddawał się badaniu. Kilkakrotnie przetestowano studentów, którym podano minimalną dawkę LSD. Szczęście Garnocka nie miało granic, gdy eksperyment ten zakończył się fiaskiem.
Profesor odetchnął z ulgą, gdyż Paul Lawford po wielu perypetiach wyleciał w końcu z Instytutu Parapsychologii.
- Brakuje nam jeszcze tylko oskarżenia, że wymuszamy na studentach branie narkotyków - powiedział wtedy.
Przyzwyczajono się już do studentów pierwszych lat, strojących sobie żarty z magistrantów, którzy zaczynają się bawić w czarownice. Nauczono się, jak radzić sobie z polityką wydziałową. Wydział Psychologii nigdy nie otrząsnął się do końca z szoku, jakim było ustanowienie i sfinansowanie Katedry Parapsychologii. A kiedy katedrę przekształcono w niezależny Instytut Parapsychologii, niezależny od Wydziału Psychologii, na równych prawach z Instytutem Psychologii Kształcenia, trzech profesorów psychologii zagroziło rezygnacją. Jako powód podali przypuszczenie, że Wydział Psychologii w Berkeley powoli stanie się pośmiewiskiem dla świata akademickiego. Przywyknięto do wyrzucania za drzwi żartownisiów przychodzących z prośbą o przepowiednie i nagabywaczy, którzy byli przekonani, że profesor Garnock - naukowiec z wieloletnim dorobkiem i licznymi tytułami - i wszyscy jego asystenci sprzymierzyli się z bliżej nieokreślonych i nieczystych powodów, aby uparcie podtrzymywać istnienie mistyfikacji zwanej percepcją pozazmysłową. Nauczono się znosić studentów, którzy podawali się za media i poddawali testom. Ponieważ nie byli w stanie odgadnąć ani jednego zestawu kart, odchodzili utwierdzeni w przekonaniu, że to wszystko jest jednym wielkim spiskiem. Wreszcie trzeba było sobie radzić z temperamentem, a czasami z nadmierną pyszałkowatością tych studentów, którzy rzeczywiście mieli zdolności medialne...
Nie. Do nich nie dało się przyzwyczaić.
Na przekór wszystkim trudnościom instytut ciągle pracował, wbrew myślom - Boże, jak natrętnym - po co właściwie zajmować się faktem, czy ktoś jest esperem, czy nie. Co jakiś czas pojawiał się osobnik z niepodważalnym talentem.
Dzikim, samorodnym talentem.
Niespotykanym. Bardzo, bardzo rzadkim. Cameron Fenton był nim w pewnym stopniu obdarzony. Nie nazbyt hojnie, ale wystarczająco, by odgadnąć zestaw kart przynajmniej raz dziennie. Ale byli też ludzie, którzy robili to regularnie, co godzina. Bezbłędnie odgadywali po czterdzieści par kart, jedna po drugiej. Kolejność kart zależała od tego, jak zostały wrzucone przez urządzenie do tasowania. Nikt nie wiedział, jak to robili, ale zawodowi magicy potwierdzali, że nie ma mowy o mistyfikacji.
I dlatego instytut nieustannie pracował. Dlatego ciągle przeprowadzano nudne testy na percepcję pozazmysłową, zmuszając chichoczących studentów, aby im się poddawali. Przychodzili bardzo sceptyczni, z kieszeniami pełnymi zużytych już dowcipów na temat ESP.
Zastanawiał upór, z jakim ludzie ostatniego ćwierćwiecza dwudziestego wieku ciągle wmawiali sobie, że nie wierzą w istnienie percepcji pozazmysłowej. Fentonowi przypominało to wywiad z pewnym mężczyzną, który twierdził, że Ziemia była płaska w dniu lądowania pierwszego człowieka na Księżycu. Zwolennik tej tezy wciąż utrzymywał, że statek kosmiczny nie mógł okrążyć Ziemi, gdyż ta nie jest kulista. „Ten statek pewno gdzieś odleciał", przyznawał. „Zrobił duże koło, ale do Księżyca nie doleciał, bo to niemożliwe." Nie ufał również zdjęciom. „Oszukane", podtrzymywał. „W dzisiejszych czasach ze zdjęciami można zrobić wszystko, wystarczy spojrzeć na tricki filmowe."
Obserwując Garnocka przygotowującego test Fenton pomyślał, że to pewnie właśnie dlatego sam zdecydował się kiedyś na parapsychologię - właśnie dlatego, żeby jego umysł nie stał się podobny do umysłów wyznawców poglądu o płaskiej Ziemi, do takiego rodzaju ludzi, którzy odrzucają każdy racjonalny fakt mogący podważyć ich stare przeświadczenia. Freud nigdy nie zdołał zgromadzić tylu dowodów na istnienie podświadomości. Einstein przeprowadził mniej badań statystycznych nad strukturą atomu. W każdej innej dziedzinie nauki dowody matematyczne zniweczyłyby wszelkie wątpliwości. Jednak w przypadku parapsychologii ciągle usiłowano podważyć dowody na istnienie zjawisk z tej dziedziny. A należałoby się skupić na ich badaniu i określaniu konsekwencji zastosowania tej wiedzy we współczesnym świecie.
Oczywiście, było kilka wyjątków -`eksperymenty Rhine'a czy Hoyta Forda w Teksasie, który pierwszy zaczął wymagać kursu parapsychologii jako niezbędnego warunku ukończenia studiów psychologicznych. A wśród tych, którzy mieli odwagę mówić o tym pełnym głosem, znajdował się uczeń Forda, Lewis Wade Garnock, profesor parapsychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. No i Fenton, który po tylu latach spędzonych z dala od uczelni powrócił, by wspólnie pracowali nad dowodami.
Czy wciąż mam wątpliwości? A może chcę przekonać właśnie samego siebie?
- I jak, Cam, jesteś gotów? Fenton skinął głową.
- Czy mam położyć się na łóżku?
Garnock uśmiechnął się półgębkiem.
- Wygląda to tak, jakbym stał się freudystą na stare lata. To tylko na wypadek utraty przytomności. Łatwiej sobie wtedy z tobą poradzimy.
Fenton zdjął buty i wdrapał się na łóżko. Ułożył wygodnie poduszkę, rozluźnił kołnierzyk, podwinął rękawy do łokci. Odetchnął z ulgą, gdy przed ukłuciem igły poczuł mrożący chłód znieczulenia miejscowego. Nienawidził zastrzyków.
- Za chwilę poczujesz się nieco ociężały - powiedział Garnock. - Poproszę, żeby podano zestaw kart. Fenton zamknął oczy i próbował zapanować nad
lekkimi zawrotami głowy i ogarniającą go dezorientacją. Przez chwilę zastanawiał się, czy zawroty są rzeczywiste, czy może są skutkiem sugestii.
Garnock ostrzegał go, że będzie się czuł otępiały. Wspomnę później profesorowi, żeby nie mówił badanemu, czego ma się spodziewać, postanowił Fenton. Powoli zaczynało mu się zbierać na wymioty; narastające uczucie mdłości sprawiało, że głos Garnocka wywoływał w nim rozdrażnienie.
- Czy jesteś gotów do odczytywania zestawu, Cam? Czy możemy zaczynać?
Czemu nie, u diabła, w końcu urządzamy całą tę szopkę właśnie po to.
Cameron Fenton wstał ze szpitalnego łóżka i podszedł do ekranu. Siedziała za nim prowadząca badanie, niewidoczna z łóżka, i rozkładała karty. Ponownie zakręciło mu się w głowie, ciężko zrobił jeszcze parę kroków i poczuł, jak jego ręka przechodzi przez drewniany ekran. Nie przestraszył się jednak. Wolno spojrzał za siebie i bez zdziwienia stwierdził, że ciągle leży na łóżku. Jego bezwładne, ospałe ciało odezwało się stamtąd: - Kiedy tylko zechcesz, doktorze.
Garnock wziął do ręki papier i pióro.
Dobrze, że to on notuje, pomyślał Fenton i spojrzał na swoje ciężkie ciało. Żaden z nas nie utrzymałby teraz niczego w rękach... Żaden z nas? Kimże więc jestem? Swoim własnym ciałem astralnym? Zachciało mu się śmiać. Nigdy nie wierzył w te teorie. A może to naprawdę efekt percepcji pozazmysłowej, bo przecież mógł tam stać i widział karty rozkładane za ekranem przez rudowłosą Marjie Anderson.
- Koło.
- Koło - powtarzał Garnock i zapisywał. - Gwiazda.
- Gwiazda. - Fala.
- Fala.
Marjie wykładała karty jedna za drugą, a Fenton przesyłał informacje do swojej półprzytomnej połowy na łóżku, która powtarzała je bezrefleksyjnie. Lepiej zrobię kilka błędów, bo pomyśli, że ściągam. Zabawne... nigdy wcześniej nie ściągałem. Fenton zmieszał się. Czyżbym ściągał? A może to naprawdę percepcja pozazmysłowa? Moje zmysły należą przecież do tego ciała na łóżku, które nic nie widzi, czyli nie ściągam. Ale mimo to stoję tu obserwując Marjie i czuję się nieswojo.
Powiedział coś w tym rodzaju, a Garnock zachłannie zanotował.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpies-bambi.htw.pl