aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] MCNAUGHT JUDITH WHITNEY, MOJA MIŁOŚĆ ANGLIA 1816 ROZDZIAŁ 1 Gdy elegancki powóz zakołysał się i przechylił na koleinach wiejskiej drogi, lady Annę Gilbert oparła policzek na ramieniu męża i westchnęła ciężko. - Minie jeszcze godzina, nim dojedziemy, a już dręczy mnie ciekawość. Wciąż się zastanawiam, jak też Whitney teraz wygląda, gdy przestaje być już dzieckiem... - Po tych słowach lady Annę zapadła w milczenie i nieobecnym wzrokiem spoglądała przez okno na sielski angielski krajobraz, próbując wyobrazić sobie siostrzenicę, której nie widziała prawie jedenaście lat. - Będzie śliczna niczym jej matka, po której z pewnością odziedziczyła uśmiech oraz łagodność i słodkie, ujmujące usposobienie... Lord Edward Gilbert rzucił małżonce sceptyczne spojrzenie. - Ujmujące usposobienie? - powtórzył jak echo z rozbawieniem i niedowierzaniem. - Nie o takich cechach pisze w swoim liście jej ojciec. Jako dyplomata zatrudniony w konsulacie brytyjskim w Paryżu lord Gilbert był mistrzem aluzji, docinków, napomknień, wybiegów, niedomówień oraz intryg, ale w życiu osobistym wolał surową prawdę. - Pozwól, że odświeżę ci pamięć - dodał, sięgając do kieszeni i wyjmując list od ojca Whitney, po czym włożył na nos okulary i nie zważając na grymas żony, zaczął czytać: - „Maniery Whitney są karygodne, a jej naganne sprawowanie zasługuje na potępienie. To samowolna, rozpuszczona dziewczyna, która wprawia mnie w zakłopotanie, a nawet desperację. W nadziei, że z większym niż moje powodzeniem zdołacie okiełznać tę upartą smarkulę błagam, byście zabrali ją ze sobą do Paryża...”. - Edward zachichotał. - Pokaż mi, gdzie tu jest mowa o słodkim i ujmującym usposobieniu. Annę spojrzała na męża z irytacją. - Martin Stone to zimny, bezduszny człowiek, który nie doceniłby łagodności i dobroci Whitney, nawet gdyby były to jej jedyne cechy. Przypomnij sobie tylko, jak krzyknął i odesłał Whitney do dziecinnego pokoju tuż po pogrzebie mojej siostry. Edward dostrzegł buntowniczy ruch podbródka żony i położył rękę na jej ramieniu w geście pojednania. - Nie darzę tego człowieka większą sympatią niż ty, ale przyznasz, że nagła utrata młodej żony i zarzuty córki, w dodatku w obecności pięćdziesięciu osób, że zamknął mamę w skrzyni, by nie mogła uciec, mogły go zirytować. - Ależ Whitney miała wtedy zaledwie pięć lat! - zaprotestowała gorąco Annę. - Naturalnie, lecz Martin pogrążony był w bólu. Ponadto, o ile sobie przypominam, nie z powodu tego przewinienia została odesłana do swego pokoju. To nastąpiło później, gdy wszyscy zgromadzili się w salonie, a Whitney tupała nogą i groziła, że poskarży się na nas Panu Bogu, jeśli natychmiast nie uwolnimy mamy. - Z jakąż odwagą i energią domagała się tego, Edwardzie - zauważyła z uśmiechem Annę. - Przez chwilę myślałam, że maleńkie piegi spadną jej z noska. Przyznaj, że była cudowna, i ty również tak pomyślałeś. - No cóż, tak... - zgodził się z zakłopotaniem. - W rzeczy samej. Gdy powóz Edwarda Gilberta zbliżał się do posiadłości Martina Stone'a, grupka młodych ludzi zebrana na południowym trawniku niecierpliwie spoglądała ku stojącej w odległości stu metrów stajni. Drobna blondynka wygładziła różową marszczoną spódnicę i westchnęła tak, by pokazać bardzo pociągające dołeczki na policzkach. - Jak sądzisz, co zamierza zrobić Whitney? - zapytała urodziwego złotowłosego młodzieńca, który stał obok niej. Spoglądając w duże błękitne oczy Elizabeth Ashton, Paul Sevarin obdarzył ją uśmiechem, za który Whitney oddałaby wszystko, byle tylko przeznaczony był dla niej. - Postaraj się być cierpliwa, Elizabeth - odrzekł. - Jestem przekonana, że nikt z nas nie ma najmniejszego pojęcia, do czego jest zdolna - odezwała się zgryźliwie Margaret Merryton. - Można jednak mieć całkowitą pewność, że będzie to coś niedorzecznego i nagannego. - Margaret, dzisiaj wszyscy jesteśmy gośćmi Whitney - upomniał ją Paul. - Nie rozumiem, dlaczego jej bronisz - odrzekła cierpko panna Merryton. - Whitney wywołuje okropny skandal, uganiając się za tobą, i dobrze o tym wiesz! - Margaret! Powiedziałem, że dość już tego! - przerwał jej ostro Paul Sevarin i głęboko wciągnąwszy powietrze, wbił poirytowany wzrok w swe błyszczące buty. - Whitney istotnie robiła z siebie widowisko, uganiając się za nim i niemal wszyscy w okolicy o tym mówili. Początkowo bawiło go, iż jest obiektem omdlewających spojrzeń i pełnych uwielbienia uśmiechów piętnastolatki, ale potem Whitney zaczęła ścigać go z determinacją i taktyczną precyzją Napoleona w spódnicy. Mógł być niemal pewien, że przejeżdżając przez swe ziemie, spotkają na drodze. Sprawiało to wrażenie, jakby miała pewien punkt obserwacyjny, z którego śledziła każdy ruch Paula, i to dziecinne zauroczenie już nie wydawało mu się ani tak nieszkodliwe, ani zabawne. Trzy tygodnie temu pojechała nawet za nim do miejscowej oberży. I właśnie tam, kiedy rozkoszując się wyszeptaną ukradkiem przez córkę oberżysty propozycją późniejszego spotkania w sąsieku, podniósł wzrok, ujrzał znane jasnozielone oczy spoglądające nań zza okna. Paul uderzył kuflem piwa o stół, wyszedł na podwórze, chwycił Whitney za łokieć i bezceremonialnie wsadził na konia, zwięźle przypominając, że ojciec będzie jej szukać, jeśli sama nie zjawi się przed zmierzchem w domu. Wrócił potem do gospody i zamówił następny kufel, ale kiedy córka oberżysty, nalewając piwo, kusząco otarła się biustem o ramię Paula i ten oczami wyobraźni już widział jej bujne nagie ciało przy swoim, para zielonych oczu zaglądała przez inne okno. Paul cisnął na drewniany stół taką ilość monet, by wystarczyło ich na ukojenie dotkniętej w swych uczuciach zaskoczonej dziewczyny i wyszedł... tylko po to, by w drodze do domu znów natknąć się na pannę Stone. Zaczynał się czuć jak więzień pod stałym nadzorem, jego opanowanie zaś zostało doprowadzone do kresu wytrzymałości. Teraz jednak, pomyślał z irytacją, stał tutaj w kwietniowym słońcu i z jakiegoś niejasnego powodu próbował chronić Whitney przed surowym osądem towarzystwa, na jaki w pełni sobie przecież zasłużyła. - Chyba pójdę i zobaczę, co ją zatrzymało - powiedziała Emily Williams, śliczna dziewczyna, kilka lat młodsza od pozostałych, i pośpiesznie ruszyła przez trawnik, a potem pobiegła wzdłuż białego parkanu sąsiadującego ze stajnią. Otworzywszy szeroko podwójne drzwi, zajrzała do obszernego wnętrza z rzędami boksów po obydwu stronach. - Gdzie jest panna Whitney? - zapytała stajennego, który czyścił zgrzebłem jakiegoś gniadego wałacha. - W środku, panienko. Nawet w tym słabym świetle Emily zobaczyła, że twarz mężczyzny oblała się rumieńcem. Skinął ku drzwiom prowadzącym do pomieszczenia z paszą. Emily zapukała lekko i weszła do środka. Zamarła nagle. Miała bowiem przed sobą długie nogi Whitney Allison Stone, okryte brązowymi bryczesami, które ciasno opinały jej wąskie biodra, smukłą talię podkreślał długi pas, a nad owymi bryczesami jaśniała cienka biała koszulka. - Zapewne nie wyjdziesz w takim stroju? - jęknęła słabo Emily, której na ten widok zabrakło tchu. Whitney z rozbawieniem spojrzała przez ramię na zgorszoną przyjaciółkę. - Oczywiście, że nie. Włożę jeszcze męską koszulę. - Ale... dla... dlaczego? - nie przestawała się zdumiewać Emily. - Bo nie sądzę, by pojawienie się w samej koszulce było właściwe, głuptasku - wyjaśniła wesoło Whitney, zdejmując z wieszaka czystą koszulę stajennego i wsuwając ręce w rękawy. - Wła... właściwe? - wymamrotała Emily. - Wszak to całkowicie niewłaściwe, abyś nosiła bryczesy! Sama dobrze o tym wiesz. - To prawda. Ale inaczej nie mogłabym dosiąść konia bez siodła, z obawy, że spódnice i halki owiną mi się wokół szyi, prawda? - przekonywała ją z werwą Whitney, upinając na karku długie, niesforne włosy. - Dosiąść konia bez siodła?! Nie chcesz chyba powiedzieć, że zamierzasz jechać na koniu po męsku! Ojciec cię wydziedziczy, jeśli zrobisz to znowu. - Nie zamierzam jeździć okrakiem - odpowiedziała Whitney, chichocząc - chociaż nie rozumiem, dlaczego mężczyznom wolno to robić, podczas gdy my, które jakoby jesteśmy słabszą płcią, musimy zwisać z końskiego boku, drżąc przy tym o życie. Emily nie chciała zmieniać tematu. - Cóż więc zamierzasz zrobić? - Doprawdy nie wiedziałam, że taka z ciebie ciekawska młoda dama, panno Williams - przekomarzała się Whitney - aby jednak zaspokoić twoją ciekawość, powiem, iż zamierzam przejechać się, stojąc na końskim grzbiecie. Widziałam kiedyś na jarmarku, jak to się robi i od tego czasu ćwiczyłam. Kiedy Paul zobaczy, jak dobrze mi się to udaje, będzie... - Będzie sądził, że straciłaś rozum, Whitney Stone! Pomyśli, że nie masz ani odrobiny poczucia przyzwoitości i że ciągle próbujesz czegoś nowego, aby tylko przyciągnąć jego uwagę - wybuchnęła Emily, ale zauważywszy wyraz uporu na twarzy przyjaciółki, szybko zmieniła taktykę. - Whitney, proszę... pomyśl o ojcu, o tym, co powie na twój widok. Whitney zawahała się, jakby w jednej chwili poczuła na sobie ciężar ojcowskiego zimnego spojrzenia. Najpierw głęboko wciągnęła powietrze, a potem wypuściła je i spoglądając przez okno na grupę zebraną na trawniku, odrzekła ze znużeniem: - Ojciec jak zwykle oświadczy, że go rozczarowuję, że jestem hańbą dla niego i dla pamięci mojej matki, a potem doda, że jest szczęśliwy, iż nie dożyła tego czasu i nie widzi, jaka się stałam. Następnie poświęci pół godziny na hymn pochwalny na cześć wspaniałej młodej damy, jaką jest Elizabeth Ashton, i przekonywanie mnie, że powinnam zachowywać się tak jak ona. - Cóż, gdybyś naprawdę chciała zrobić wrażenie na Paulu, mogłabyś spróbować... Whitney z rozgoryczeniem zacisnęła dłonie. - Naprawdę próbuję być taka jak Elizabeth. Noszę te okropne marszczone suknie, które sprawiają, że czuję się jak bela pastelowego jedwabiu. Ćwiczyłam siedzenie cicho całymi godzinami, bez choćby jednego słowa. Trzepotałam rzęsami, aż mi spuchły powieki. Emily przygryzła wargę, by ukryć uśmiech, słysząc ów niepochlebny opis przesadnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpies-bambi.htw.pl
|
|
 |
Odnośniki
Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.May Karol - Rod Rodrigandow 02 - Rozbójnicy z Maledety, Ród RodrigandówMcMahon Barbara - Siostry Beaufort 02 - Slub z nieznajomym, Henrieta 3, Siostry BeaufortMarshall Paula - Cykl Rodzina Schuylerow 02 - DotkniÄ™cie ognia, Henrieta 3, Rodzina SchuylerowMcMahon Barbara - Blizniaczki 02 - Przy tobie jestem mlodszy, Henrieta 3, BlizniaczkiMcKillip Patricia A. - MZ 02 - Dziedziczka Morza i Ognia (SCAN-dal 796), PONAD 12 000 podręczniki, M-790Martha Schroeder - Angels of mercy 02 - Wierni swym sercom, CZYTADEŁKA, mix ROMANSE 300 stron ówMcCaffrey Anne - Pegaz 02 - Lot pegaza (rtf), PONAD 12 000 podręczniki, M-790Meissner Janusz - Wspomnienia pilota 02 - Wiatr w podeszwach, PONAD 12 000 podręczniki, M-790Meissner Janusz - Trylogia 02 - Skrzydła nad Arktykiem, PONAD 12 000 podręczniki, M-790Meissner Janusz - JM 02 - Czerwone Krzyże, PONAD 12 000 podręczniki, M-790
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pllovejb.pev.pl
|