aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alan Loy McGinnis
Sztuka miłości
Dedykacja
Przeciętnie raz na miesiąc jakiś pacjent kliniki, w której pracuję,
zadaje mi z gestem wyrażającym najwyższe zdumienie takie mniej więcej
pytanie: "Jak pan może słuchać całymi dniami naszych przygnębiających
opowieści? Czy nie ma pan czasem dość tych wszystkich chorych,
poplątanych ludzi?"
Nigdy nie wiem, co mam na to odpowiedzieć, bo ci, z którymi pracuję,
zwykle stają mi się bardzo bliscy i źle się czuję słysząc, że któryś z
nich mówi o sobie w taki sposób. Dla mnie nie są to ludzie "chorzy", a
współtowarzysze pielgrzymki zmagający się w dużej mierze z tymi samymi
problemami co ja; ludzie, którzy być może zrozumieją swoją sytuację
lepiej, jeśli przyjrzymy się jej wspólnie. Nie tylko zaszczycają mnie
swoją przyjaźnią, ale nieustannie uczą wrażliwości. Rozmawiając z nimi o
tym, co noszą w swoim wnętrzu, dowiaduję się bezcennych rzeczy o samym
sobie. To im właśnie chciałbym dedykować niniejszą książkę.
W celu ochrony prywatności moich pacjentów fakty z ich życia przytaczam
w dowolnych kombinacjach mieszając imiona, miejsca i szczegóły w sposób
uniemożliwiający identyfikację konkretnych osób. W niczym nie umniejsza
to jednak prawdziwości określonych przeżyć.
Podziękowania
Wiele osób pomogło mi w przygotowaniu tej książki do druku. Roy M.
Carlisle z wydawnictwa Harper and Row, utalentowany edytor, pracował
usilnie, by nadać całości logiczny kształt. Mike Somdal wykroczył
znacznie poza zakres obowiązków agenta autorskiego; jest on moim mądrym
krytykiem i bliskim przyjacielem. Niżej wymienieni byli uprzejmi
przeczytać rękopis (a niekiedy kilka jego wersji) i wyrazić o nim swoje
zdanie: dr James Hagelganz, Cherry Henricks, Don Henricks, dr Taz
Kinney, Tricia Kinney, dr Lee Kliewer, David Leek, Diane McGinnis, dr
Walter Ray, Kathy Scroggie, Linda Somdal, Dagny Svensson, Mark Svensson,
dr John Todd i Wendell Will. Jarre-Beth Fees i Rena Inman pomogły mi
bardzo w opracowaniu źródeł.
Następującym czasopismom wyrażam podziękowanie za zezwolenie na
przedruk tekstów:
"Farm Journal" za wyjątki z "My Last Wonderful Days" pióra Hazel Andre,
lipiec 1956, Dale E. Smith;
"Glamour" za wyjątki z "Romance vs. Sex Appeal. The Battle Women Lost"
pióra Harriet Van Horne, listopad 1961, The Conde Nast Publications,
Inc.;
"Atlantic Monthly" za wyjątki z "My Mother's Hands" pióra Roberta
Fontaine, marzec 1957, The Atlantic Monthly Co.
Przedmowa
Cieszy mnie fakt, że "Sztuka miłości" dobrze się sprzedaje. Cieszy
przed wszystkim przez wzgląd na tematykę książki - traktuje ona o
miłości i małżeństwie oraz pewnych pryncypiach, których zachowanie jest
nader istotne dla powodzenia w obu tych sferach.
Od czego więc zależy powodzenie związku? Z pewnością ważne jest, by
spotkać właściwą osobę. Tak samo, a może jeszcze ważniejsze, jest jednak
uświadomienie sobie, że udany związek to związek, którego strony nie
szczędzą czasu i energii na praktykowanie prostych zasad i technik
współżycia mających na celu umacnianie monogamicznej miłości.
Praca doradcy rodzinnego daje mi możliwość obserwacji wewnętrznego
funkcjonowania małżeństw i niestety aż nazbyt często bywam świadkiem
katastrof. Rozstający się małżonkowie mają ku temu tysiąc powodów,
niejednokrotnie wystarczających - niemniej jednak rozwód zwykle zostawia
po sobie w ich życiu ogromne spustoszenia.
Tymczasem na podstawie doświadczeń w pracy z setkami par małżeńskich
jestem coraz bardziej przekonany o tym, że każdy, kto chce przyciągnąć
do siebie partnera, może tego dokonać oraz że większość małżonków
zastanawiających się nad rozwodem potrafiłaby - jeśli chciałaby tego
wystarczająco mocno - odbudować związek i rozniecić w sobie na nowo
wzajemną miłość. W większości wypadków małżeństwa rozpadają się nie z
powodu różnic osobowościowych czy na skutek "przerośnięcia" jednego
partnera przez drugiego, a dlatego, że osoby bardzo w sobie niegdyś
zakochane ulegają po ślubie dziwnemu lenistwu i zaczynają zaniedbywać
wzajemne relacje. Zaczynają poświęcać więcej czasu i energii karierze
zawodowej, dzieciom, osobistym zainteresowaniom - czy w końcu flirtowi z
kimś trzecim. I pewnego dnia nie mają już do czego wrócić.
W niniejszej książce staram się dowieść, jak nieistotne dla szczęścia w
miłości są walory fizyczne i wskazać te atrybuty, którymi rozumni
kochankowie rzeczywiście się wzajemnie przyciągają. Czynię również kilka
sugestii na temat doboru towarzysza życia. Jest sprawą niezwykle
istotną, by wybierać go bardzo starannie - spory fragment książki
dotyczy zasadzek zagrażających romantycznej miłości z tej strony i ma na
celu uwrażliwić na dające o sobie znać sygnały ostrzegawcze, gdy mimo
wszystko ciągle odczuwamy słabość wobec określonego typu osób.
Rozciągający się na dziesięciolecia związek między mężczyzną a kobietą
nie raz i nie dwa wymaga wyrzeczeń. Cztery rozdziały poświęcam kwestii
zachowania osobistej niezależności bez popadania w egoizm oraz mówienia
o własnych potrzebach bez przyjmowania postaw cierpiętniczych czy
dyktatorskich.
Udzielam też pewnych wskazówek w zakresie umiejętnego wyrażania uczuć
negatywnych. Większość ludzi, niestety, wstępuje na nową drogę życia z
minimalną wiedzą na temat postępowania w sytuacjach konfliktowych.
Tymczasem nie ma mowy, byśmy mogli z drugim człowiekiem na co dzień żyć
lub pracować bez podstawowych umiejętności w tym zakresie. Jednym z
celów, jaki sobie stawiam w mojej pracy psychologa doradcy, jest pomoc
ludziom w wychodzeniu ze sporów małżeńskich z nieumniejszoną miłością do
partnera. Gniew i złość można wyrażać w sposób właściwy lub niewłaściwy
i sądzę, że swój sukces książka zawdzięcza między innymi szczegółowej
odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób nie zgadzać się z kimś, a jednak go
rozumieć.
Żyjemy na "padole łez" i tak wiele z nich zostało wylanych z powodu
niewierności współmałżonka. Dla niektórych ludzi nie może być w życiu
nic gorszego, niż odkrycie, że partner ma romans. Dlaczego miliony ludzi
lądują w cudzych łóżkach i co zrobić, by temu zapobiec? Książka
niniejsza porusza problematykę ludzkiej płciowości i na tej podstawie
sugeruje pewne działania zapobiegające niewierności. Można w niej
znaleźć też kilka uwag na temat odbudowy związku po zdradzie. Zdrada
małżonka nie musi być końcem świata - nie musi też być końcem
małżeństwa.
Wszyscy zetknęliśmy się kiedyś z małżeństwami o kilkudziesięcioletnim
stażu, w których obie strony są ciągle na siebie otwarte, gotowe sobie
pomagać i nieprzerwanie cieszą się nawzajem swoją obecnością. W
końcowych rozdziałach książki przedstawiam kilka modeli takich
wartościowych związków i zatrzymuję się dłużej nad bardzo zwyczajną
cnotą, która mogłaby przeobrazić wiele związków - nad myśleniem o drugim
człowieku.
Ludzie w Stanach nie rozwodzą się już dzisiaj tak ochoczo, jak za
czasów pierwszego wydania "Sztuki miłości". Są dane wskazujące na to, że
rozwodowy szczyt mamy już za sobą i że częstotliwość rozwodów zaczyna
się zmniejszać. Jest ich dzisiaj mniej na tysiąc małżeństw niż w roku
1974. Mam nadzieję, że wynika to ze wzrastającej świadomości szkód,
jakie na skutek rozpadu rodziny ponoszą dzieci, szkód, których skutki
rozciągają się niekiedy na całe dziesięciolecia. Być może też nasza
cywilizacja dochodzi na powrót do wniosku, że bez rezygnacji z
natychmiastowego zaspokajania swoich potrzeb i bez dawania siebie
drugiemu człowiekowi - przynajmniej od czasu do czasu - nie da się
uchronić żadnych wartości.
We wszystkich szczęśliwych związkach partnerzy prędzej czy później
dochodzili do tych prawd. Małżeństwo jest najbardziej wymagającą relacją
międzyosobową, jaką nawiązujemy w życiu, albowiem zdecydowanie
przewyższa wszelkie inne pod względem długości trwania i stopnia
intymności. Z rodzicami i dziećmi żyjemy pod jednym dachem znacznie
krócej niż z małżonkiem, a wszelkie relacje związane z pracą zawodową są
nadzwyczaj krótkotrwałe w porównaniu z tym, czego się oczekuje w wypadku
małżeństwa.
Ta w założeniu najtrwalsza i najgłębsza więź z drugim człowiekiem
zasługuje więc na najsolidniejszy wysiłek z naszej strony i na
uprzywilejowane miejsce w hierarchii poczynań. Niniejsza książka
proponuje pewne przemyślenia i techniki mające na celu wzmocnienie
romantycznej miłości w relacjach małżeńskich.. Zachęcam wszystkich, by
nie szczędzili czasu i energii na praktykowanie tych sprawdzonych metod;
mam nadzieję, że dzięki temu książka ta okaże się pożyteczna.
Motto:
W miłości mężczyzny i kobiety
kochających się z pasją, wyobraźnią i czułością
jest coś bezcennego i współczuć tylko można temu,
kto nigdy tego nie doświadczył.
Bertrand Russel, ur. 1872 r. - filozof i matematyk; laureat Nagrody
Nobla w 1950 r.
W obronie romantyczności
Im częściej stykałem się z ludźmi, którzy mieli problemy w małżeństwie,
z tym większą ostrością uświadamiałem sobie, jak niewiele wiem na temat
miłości mężczyzny i kobiety. Zacząłem więc szukać odpowiedzi na
następujące pytania:
Czy tradycyjna romantyczna miłość jest możliwa we współczesnej epoce
związków na jedną noc i błyskawicznych rozwodów? Czym jest owo poczucie
bliskości, które każe dwojgu ludziom rozmawiać ze sobą do świtu - to
uczucie, jakaś wyższa siła czy decyzja? Czy można je odzyskać, kiedy
wszystko zdaje się zamierać? Dlaczego uczucie wygasa? Czy można
nienawidzić kogoś, kogo się kiedyś kochało, czy może w takim wypadku
nigdy nie było mowy o prawdziwej miłości?
Aby znaleźć odpowiedź, przeczytałem setki książek i artykułów
napisanych przez osoby będące autorytetami w tej dziedzinie i
rozmawiałem z dziesiątkami wykształconych osób - z psychologami,
socjologami, psychiatrami, pracownikami socjalnymi i teologami. Potem,
ciągle w poczuciu niedosytu, kartkowałem książki biograficzne, pragnąc
zapoznać się z historiami słynnych małżeństw na przestrzeni dziejów.
W obliczu całej tej wiedzy ciągle pozostaję romantykiem. Z biegiem lat
jestem coraz bardziej przekonany, że uniesienia miłosne są czymś jak
najbardziej realnym, że człowiek ma na tę sferę odczuwania większy
wpływ, niż mu się wydaje, oraz że są one w zasięgu niemal każdego, kto
decyduje się postawić na wielką miłość.
Wszyscy słyszeliśmy o ekspertach w dziedzinie miłości, o ludziach,
którzy potrafią podtrzymywać żar uczuć i którzy posiedli sekret
przeżywania miłosnych uniesień bez względu na upływ czasu.
Celem tej książki jest ujawnienie tajemnicy trwałego szczęścia w
miłości. Jeżeli ciągle kochamy partnera, zastosowanie się do poniższych
wskazówek wzbogaci nasze życie i zabezpieczy przed rafami życia.
Jak stać się lepszym kochankiem
Przyjrzyjmy się zwycięzcom w tej grze. Czy mieli tylko szczęście do
partnerów? Czy o wygranej zadecydowało ich wykształcenie, wygląd
zewnętrzny, pieniądze? Zwykle wszystko to nie miało większego znaczenia.
Sukces związany był raczej z ich osobowością do budowania trwałych
więzi.
Nie są to cechy dziedziczne wybranych, wręcz przeciwnie, mogą one stać
się udziałem każdego. Nie chcę przez to powiedzieć, że w związku
mężczyzny i kobiety wszystko jest proste - przeciwnie jest to
rzeczywistość nad wyraz skomplikowana. Nie twierdzę też, że łatwo wejść
w posiadanie sekretu szczęśliwej miłości. Utrzymuję zaś, że znane
historii trwałe i szczęśliwe związki miłosne budowane były w oparciu o
pewne ogólnie obowiązujące zasady, które dają się sprecyzować i
przyswoić.
Miłość romantyczna jawi się niektórym jako rzecz wielce tajemnicza, coś
nad czym człowiek nie ma najmniejszej kontroli, tak jakby "zakochanie
się" było podobne do "uderzenia się" głową w zbyt niską futrynę.
Tymczasem, jak wyjaśnia znany filozof i psycholog Erich Fromm, zwrot
"zakochać się" (ang. to fall in love, dosłownie: "wpaść w miłość" -
przyp. tłum.) jest nielogiczny sam w sobie, ponieważ sugeruje bierność i
przypadkowość - jakby coś "się działo" samo i nie wiadomo dlaczego -
podczas gdy miłość jest w rzeczywistości postawą wymagającą szczególnie
intensywnej aktywności. (Por. Erich Fromm, Mieć czy być, przekł. Jan
Miziński, Warszawa, 1989, s. 46)
Miłość można obudzić
William Lederer, autor poruszający często tematykę miłości i
małżeństwa, pisze, że "miłość nie jest źródłem dobrych wzajemnych
odniesień, lecz ich konsekwencją". To bardzo istotna uwaga. Zwykle
przyjmuje się bowiem, że dopiero na gruncie danej w jakiś sposób miłości
kształtowane są wzajemne relacje. Tymczasem według Lederera jest akurat
odwrotnie. Początkowy pociąg wzajemny spełnia funkcję pierwszego
impulsu, ale o później wzbudzanych uczuciach decyduje jakość świadomie
kształtowanych relacji.
Dobrym przykładem na to, że miłość można świadomie wzbudzić, jest
historia Roberta Redforda i Loli Van Wagenen. Ona właśnie skończyła
gimnazjum, a on wrócił z samotnej podróży po Włoszech, gdzie, jak
powiedział, zaczął dużo pić i myśleć o sobie jako o "starym człowieku".
Redford wspomina:
"Lola była taka czuła i wrażliwa. Miałem jej tyle do powiedzenia, że po
prostu mówiłem, i to niekiedy całymi nocami. Ją naprawdę interesowało to
wszystko, a ja naprawdę potrzebowałem mówić. Spacerowaliśmy nocami
wzdłuż Hollywood Boulevard aż do Sunset, potem wzdłuż Sunset aż na
szczyty wzgórz, potem na drugą stronę do Hollywood Bowl i z powrotem,
żeby popatrzeć na świt - cały czas rozmawiając. Często powtarzałem, że
nie ożenię się przed ukończeniem trzydziestu pięciu lat, ale coś mi
mówiło, że to jest osoba, z którą chciałbym pójść przez życie".
Jakiś czas później Redford znalazł się w Nowym Jorku. Tęsknił za Lolą.
Pewnego dnia zadzwonił do niej z automatu i powiedział: "Mam tu
trzydzieści dwa dolary w dwudziestopięciocentówkach. Zadecydujmy, czy
się pobierzemy, czy nie".
Lola potrafiła wzniecić ogień z iskry początkowego zainteresowania.
Zamiast czekać na "przyjście" miłości, stworzyła relacje, których miłość
była naturalną konsekwencją. Są z Redfordem małżeństwem od 1958 roku.
Prawdziwa miłość nie ma więc nic wspólnego ze strzałą Amora - miłość
trzeba budować. Umiejętność budowania miłości należy do najważniejszych
ludzkich umiejętności.
Tajemnica i moc miłości
Miłość romantyczna jest czymś na tyle ulotnym - krytyk muzyczny Henry
Finck nazwał ją "splotem paradoksów" - że wielu ludzi nauki wyraża się o
niej dość sceptycznie. Pewna pani psycholog wtłoczywszy w komputer całe
morze danych doszła do niespecjalnie zaskakującego wniosku, że okres
romantyczny w relacjach damsko-męskich trwa nie dłużej niż osiemnaście
do trzydziestu sześciu miesięcy od momentu pierwszego przypływu uczucia.
Niektórzy naukowcy uważają nawet wielkie romantyczne miłości za swego
rodzaju "patologię" będącą wytworem europejskiej kultury wieków
średnich.
Ludzie kochali się jednak już znacznie wcześniej niż w dwunastym wieku
i nie tylko w Europie. Dla oczu Heleny wyruszyło na wojnę tysiąc
okrętów, Jakub musiał odsłużyć za rękę Racheli siedem lat i "(...)
wydały mu się one jak dni kilka, bo bardzo miłował Rachelę". (Rdz.
29,20) Płomień namiętnej miłości od niepamiętnych czasów jest siłą
napędową ludzkich poczynań.
Oczywiście taka miłość jest ulotna, o czym również od tysięcy lat
zaświadczają poeci. Odradza się jednak wiecznie jak zielona murawa i
świat zawdzięcza jej zbyt wiele ze swego piękna, zbyt wiele
zachwycających sonat i posągów, by można się było od niej odwrócić.
Zamiast odżegnywać się od namiętnej, romantycznej miłości z tego tylko
powodu, że jej nie rozumiemy, winniśmy z największą uwagą studiować
stany duszy, które mogły stać się inspiracją dla takich dokonań jak
poemat miłosny znany pod nazwą pieśni nad pieśniami:
"O jak piękna jesteś, jakże wdzięczna,
umiłowana, pełna rozkoszy!
Postać twoja wysmukła jak palma,
a piersi twe jak grona winne.
Rzekłem: wespnę się na palmę,
pochwycę gałązki jej owocem brzemienne".
(Pnp 7,7-9)
Uzdrawiająca moc miłości
W klinice psychiatrycznej, gdzie pracuję, mamy na co dzień do czynienia
z wieloma załamanymi ludźmi. Niekiedy są to osoby od tak dawna
"sparaliżowane" depresją, że czasem doprawdy nie wiem, co z nimi począć.
Zdarza się jednak, że w okresie leczenia ktoś taki spotyka się z
miłością i sam również gotów jest pokochać. Dla obserwującego taki
przebieg wydarzeń lekarza bywa to wręcz strofujące, bo okazuje się, że
miłość działa na podopiecznego znacznie skuteczniej niż wszystkie
aplikowane mu pastylki i terapie razem wzięte. Nigdy nie doradzam
żyjącym samotnie pacjentom wiązania się z kimś w celu poprawy
samopoczucia, uświadamiam im jednak ich potrzebę miłości, bo jak
powiedział antropolog Ashley Montagu, "w ludzkiej miłości drzemie
ogromna siła".
Słynnego poetę angielskiego Roberta Browninga zachwyciły swego czasu
"przedziwne, bujne rytmy", które odkrył w dwóch zielonych tomikach
poezji pióra nowej, nieznanej autorki. W liście do niej napisał:
"Naprawdę kocham te tomiki całym sercem - i panią razem z nimi".
Browning był wówczas krzepkim, tryskającym energią
trzydziestosześcioletnim mężczyzną. Elizabeth Barret miała lat
czterdzieści i była inwalidką; w czasie, gdy dostała list od roku nie
opuszczała pokoju na piętrze w domu swego ojca na Wimpole Street. Robert
i Elizabeth zakochali się w sobie - namiętnie i głęboko. Z biegiem czasu
ona zaczęła schodzić na dół, potem do ogrodu, by wreszcie - po
tygodniach spiskowania - wymknąć się wraz z nim do kaplicy St.
Marylebone, gdzie wzięli ślub.
Jeśli w tej miłości było coś patologicznego, to Bogu niech będą dzięki
za anomalię, która podniosła inwalidkę z łóżka i zainspirowała ją do
napisania tak cudownych wierszy miłosnych. Pewnego ranka we Włoszech
Elizabeth wsunęła Robertowi do ręki plik zapisanych kartek, których
treść opublikowano później jako Sonnets from the Portuguese (Sonety z
portugalskiego). Jeden z tych sonetów na pewno mógłby kandydować do
tytułu najsłynniejszego wiersza miłosnego wszystkich czasów:
"Jak ciebie kocham? Pozwól niech wyliczę.
Kocham głęboko, daleko, jak zbiec
Potrafi dusza, gdy nie musi wlec
Dawnych pęt, po kres bytu i łaski najwyższej...
Dopóki tchu w piersi,
Kocham łzą, śmiechem, życiem! A gdy zechce Bóg,
Będę jeszcze bardziej kochała po śmierci".
(Elizabeth Barret Browning, Poezje wybrane (sonet XLI), przekł.
Ludmiła Marjańska, Warszawa, 1987, s. 60)
Miłość stygnąca
Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia co Browningowie. Można wręcz
powiedzieć, że miłość to jedno z najpowszechniejszych i największych
rozczarowań w ludzkim życiu, być może największe. Ogromna większość
ludzi, którzy w tym roku się rozwiodą, gorąco się kiedyś kochała, a
teraz jest już tylko dowodem na to, że na miłości można się bardzo
zawieść. Przez różne poradnie przewijają się nieustannie - niegdyś
idealiści i kochankowie, dzisiaj ludzie, których nadzieje zostały
przekreślone. Nierzadko są zagniewani na siebi...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpies-bambi.htw.pl