Photo Rating Website
Strona początkowa Mateusz, Nowakowski, Bóg, Nauka
Melanie Craft - Ukochany z afrykańskiej sawanny, CZYTADEŁKA, mix ROMANSE 300 stron ów

aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Melanie Craft
Ukochany z
afrykaŃskiej sawanny
ROZDZIAŁ 1
O dziesiątej afrykański upał zaczął się juŜ na dobre.
DrŜące od gorąca powietrze rozpalone porannym
słońcem wisiało nad rozgrzaną do białości betonową
płytą międzynarodowego portu lotniczego Kenyatta.
NajlŜejszy powiew wiatru nie chłodził Lilah Evans.
Obok kłębił się tłum spychający ją na aparat
telefoniczny. Kilkuset rozwrzeszczanych, spoconych,
rozpychających się łokciami ludzi próbowało utorować
sobie drogę. Z ulicy dobiegały klaksony taksówek, a z
trzeszczących głośników płynęły stłumione komunikaty.
Lilah zasłoniła dłonią ucho i mocniej zacisnęła palce na
słuchawce, jakby to mogło ułatwić zrozumienie
wypowiadanych przez rozmówcę słów.
- Przepraszam? - rzuciła niepewnie. - Nie
dosłyszałam? Co zrobił Hugh Bradford?
- Odszedł - powtórzył nieco głośniej męŜczyzna.
Mimo upału Lilah oblał nagle zimny pot. A więc się nie
przesłyszała. Głos nieznajomego zagłuszany przez
hałaśliwy tłum stał się niezbyt rzeczywisty i słaby.
Odetchnęła głęboko, by odzyskać spokój. Rozmówca
dodał z irytacją, jakby milczenie było dowodem głupoty:
- Nie Ŝyje, na miłość boską! Zawał. Przed tygodniem.
Była z nim pani zaprzyjaźniona?
- Łączyły nas sprawy zawodowe. Dziś mieliśmy się
spotkać po raz pierwszy. Nazywam się Evans. Jestem
naukowcem.
- Przepraszam, ale pani nazwisko nic mi nie mówi.
Nad czym pracowaliście z Hugh?
Jak to moŜliwe, by pracownik zatrudniony w biurze
Bradforda nie słyszał jej nazwiska? Zdumiona Lilah
zmarszczyła brwi.
- Jestem archeologiem i przyjechałam z Wisconsin,
by kierować pracami wykopaliskowymi na terenie
posiadłości Hugh - wyjaśniła. - A pan...
- Mówi Ross Bradford, syn Hugh.
- Jaki syn? - Młoda uczona nie kryła zdziwienia. Od
roku prowadziła z Bradfordem negocjacje dotyczące
wykopalisk i przez cały ten czas nie padła Ŝadna
wzmianka o synu. Sądziła, Ŝe właściciel posiadłości jest
bezdzietny. - Nie przypominam sobie, Ŝebym słyszała
cokolwiek... - Zamilkła, uświadomiwszy sobie nagle, Ŝe
popełniła nietakt. - Panie Bradford, proszę przyjąć
wyrazy współczucia z powodu śmierci ojca. Nie miałam
pojęcia...
- To zrozumiałe - rzucił oschle Ross Bradford. -
Dziękuję za kondolencje. Domyślam się, Ŝe niedawno
przyleciała pani ze Stanów.
- Tak. Jestem w porcie lotniczym. Wykopaliska
zaczynają się dopiero za parę dni, ale przybyłam nieco
wcześniej, Ŝeby poznać Hugh i wszystko z nim omówić.
- Rozumiem. Gdybym wiedział o sprawie, na pewno
od razu bym panią zawiadomił, Ŝe sytuacja się zmieniła.
Od tygodnia porządkuję dokumenty ojca, który
archiwizował je wedle dziwacznych zasad. Praca idzie
bardzo wolno.
- Potrafię to sobie wyobrazić - odparła Lilah. -
Mogłabym...
- Doskonale - przerwał z oŜywieniem Ross
Bradford. - Ubolewam nad tym, Ŝe pani wyprawa do
Kenii zakończyła się w ten sposób. Trudno. Radzę
zajrzeć do jednego z miejscowych biur podróŜy. Chętnie
zorganizują ciekawe safari. Trzeba wykorzystać
sposobność, skoro juŜ tu pani dotarła. Pora sprzyja
zwiedzaniu. W ten sposób będzie jakiś poŜytek z tego
wyjazdu.
Lilah była zbyt zaniepokojona, by mieć pretensje do
swego rozmówcy, Ŝe przerwał jej tak bezceremonialnie.
O co mu chodziło? Jaki poŜytek? Co to miało znaczyć?
- Panie Bradford - powiedziała pospiesznie. - Z
łatwością mogę wyjaśnić, co ustaliłam z pańskim ojcem.
Moja ekipa przyjeŜdŜa jutro. Gdy rzecz zostanie
szczegółowo omówiona, po prostu zaczniemy
wykopaliska i nie będziemy pana więcej niepokoić.
- To nieporozumienie, droga pani. Nie moŜecie
kopać na terenie mojej posiadłości. Sprzedałem ją
kenijskiemu rządowi. Zostanie przyłączona do parku
narodowego.
- Słucham... - Lilah objęła słuchawkę drugą dłonią.
- Sprzedaję moją ziemię.
- Kiedy?
- Teraz.
- Nie moŜe pan tego zrobić!
- CzyŜby? - odparł chłodno Ross Bradford. - Trudno
mi się z panią zgodzić. Sprzedaję, i juŜ. Wstępne
porozumienie zostało podpisane w ubiegłym tygodniu.
- Przez wiele miesięcy negocjowałam z pańskim
ojcem na temat rozpoczęcia wykopalisk. To ogromnie
waŜny program badawczy...
- Przykro mi, ale nie zostanie urzeczywistniony.
Musi pani znaleźć inny teren, by przeprowadzić swoje
prace archeologiczne.
- Chyba się nie rozumiemy, panie Bradford. Ten
obszar ma fundamentalne znaczenia dla prehistorii
całego kontynentu. To nie byle co! Ekipa i sprzęt
pozostaną w Kenii przez cały rok!
- Niech je pani zabierze w inne miejsce. Afryka jest
duŜym kontynentem. Znajdzie pani kawałek ziemi, w
której warto pogrzebać.
- PrzecieŜ...
- Postawmy sprawę jasno. Nie mogę niczego
zmienić, choćbym nawet chciał. A nie chcę.
To niemoŜliwe. Rozmowa telefoniczna coraz
bardziej przypominała koszmarny sen. Lilah rozwaŜała
rozmaite negatywne warianty, ale nie przypuszczała, Ŝe
będzie aŜ tak źle. Ross Bradford nie odczekał nawet paru
dni; natychmiast pozbył się schedy po ojcu.
- Ten projekt badawczy był dla pańskiego ojca
bardzo waŜny - oświadczyła. - Mam przy sobie jego
listy. Mogę je panu pokazać. Jestem zdziwiona, Ŝe ani
słowem panu nie wspomniał o naszych planach.
- ZwaŜywszy, jak niewiele nas łączyło, trudno się
dziwić, Ŝe nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Chyba
wyczerpaliśmy temat. Mam wiele pracy.
- Chwileczkę! Mogę panu wyjaśnić, jak istotne...
- Nie mam czasu - przerwał. - śegnam panią.
Przerwał połączenie. Osłupiała Lilah gapiła się
bezmyślnie na trzymaną w ręku słuchawkę. Westchnęła
spazmatycznie i zacisnęła powieki; nie wolno ulegać
panice. Co tu się dzieje? Komu przyszło jej stawić
czoło? Hugh ani słowem nie wspomniał o synu.
Tajemniczy potomek zjawił się nagle, by oświadczyć, Ŝe
sprzedaje rodzinną posiadłość. Jednym obojętnym
stwierdzeniem odebrał jej najwaŜniejszą Ŝyciową szansę.
Kilkoma zdawkowymi słowami przekreślił trzy lata
wysiłków.
Trzęsącymi się dłońmi sięgnęła niezdarnie do
kieszeni po następną kenijską monetę. Wsunęła ją do
automatu. Zbyt daleko zaszła, by ten drań zawrócił ją z
obranej drogi.
- Tak? - Bradford odebrał po pierwszym sygnale.
- Tu Lilah Evans.
- Tak sądziłem. Proszę pani, nie mamy sobie nic
więcej do
powiedzenia. Sprawa jest zakończona. Proszę to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl
  • Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.

    Designed By Royalty-Free.Org