Photo Rating Website
Strona początkowa Mateusz, Nowakowski, Bóg, Nauka
Marshall Paula - Cykl Rodzina Schuylerów 01 - Utrzymanka, ROMANSE CZ2

aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
PAULA MARSHALL
Utrzymanka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Była sławna. Było o niej głośno. Gdy szła ulicą lub poja­
wiała się w jakimś publicznym lokalu, od razu wszystkie
spojrzenia biegły w jej kierunku. Była właścicielką i naczel­
ną redaktorką kobiecej gazety, a także kochanką starego
człowieka, którego pogrzeb odbywał się właśnie tego zimne­
go marcowego dnia 1891 roku w jednym z protestanckich
kościołów Nowego Jorku.
Ale nawet bez tej sławy i popularności ściągałaby na sie­
bie powszechną uwagę. Była bowiem - jak w duchu stwier­
dził pewien patrzący na nią w tej chwili dżentelmen - po pro­
stu piękna.
Od razu zorientował się, że to musi być ona. Niedawno
wrócił do Stanów Zjednoczonych po długim pobycie w Ang­
lii i już pierwszego dnia pokazano mu ją palcem. Gestowi
temu towarzyszył nieprzyzwoity chichot oraz obleśny żart na
temat zmarłego, który był jego dziadkiem. Zrobił to czło­
wiek, który mienił się jego przyjacielem, a który z tą chwilą
przestał nim być. Lecz dzisiaj nie szła Piątą Aleją, tylko
przejściem między rzędami ławek w kościele, gdzie nie po­
winna była się pojawić.
Przez kościół przetoczyła się fala szeptów. Wyczuwało się
nieżyczliwość w stosunku do nowo przybyłej. Głowy kłoniły
- się ku głowom, wargi poruszały się, spojrzenia strzelały zza
woalek i spod rond kapeluszy. Zgromadziła się tutaj towa­
rzyska śmietanka Nowego Jorku, co wczorajsze gazety zdą­
żyły już zresztą zapowiedzieć. Każdy z uczestników tej ża­
łobnej uroczystości posiadał duże, jeśli nie ogromne, pienią­
dze, co najczęściej szło w parze z wpływami i znaczeniem.
W ławkach siedzieli politycy i senatorowie, prezesi i fabry­
kanci, dziedzice wielkich fortun i dorobkiewicze świeżej da­
ty. Wszyscy oni przybyli pożegnać świętej pamięci Ghysbre-
chta Schuylera, zwanego Kapitanem, który za życia gardził
większością z nich, a który umarł jako najbogatszy człowiek
na świecie.
W każdym razie był dostatecznie bogaty, by kupić sobie
tę prześliczną kobietę, która nawet nie zwróciła uwagi na
owe sykania i szmery, przypominające nieprzyjazne brzęcze­
nie pszczół, gotowych żądlić i zatruwać jadem. Chyba też nie
usłyszała słów ubranego na czarno mężczyzny, który pod­
szedł do niej stanowczym krokiem, a widząc bezskuteczność
interwencji, położył ciężką dłoń na jej ramieniu.
Stojący przy chrzcielnicy wysoki dżentelmen, który zgod­
nie z tradycją powinien był znajdować się w gronie najbliż­
szych zmarłemu, zajmujących krzesła tuż przy katafalku,
a który dla jakichś przyczyn wolał wejść do kościoła niczym
osoba z ulicy i stanąć na uboczu, ruszył w kierunku swego
kuzyna Perry'ego Standisha i tej kobiety. Teraz wszystkie
spojrzenia skupiły się na nim, a to z tego powodu, że też na
swój sposób był sławny. On tymczasem niespiesznym kro­
kiem zbliżał się do niej, patrząc wprost w jej piękne fiołkowe
oczy. Podszedłszy, skłonił się. Bardziej przenikliwe oko
mogłoby dopatrzyć się w tym ukłonie oznaki ironicznej
kpiny.
- Pani Victoria Slade? - zagadnął na granicy pytania
i stwierdzenia.
- Owszem. A z kim mam przyjemność?
Przez chwilę patrzyli na siebie i obojgu wydawało się, że
są sami w kościele. On miał przed sobą wysoką ciemnowłosą
kobietę w czarnym kapeluszu ozdobionym fiołkami, pod któ­
rym jaśniała twarz o barwie kości słoniowej i klasycznie re­
gularnych rysach. Czarną jedwabną suknię zasłaniał w dużej
części obszerny płaszcz z fokowym kołnierzem, ozdobio­
nym, podobnie jak kapelusz, bukiecikiem fiołków. Ich deli­
katny zapach rozpływał się w powietrzu przesyconym dy­
mem świec.
Ona widziała wysokiego i silnie zbudowanego mężczy­
znę. Mocna szyja łączyła szerokie ramiona z kształtną gło­
wą. Pomimo holenderskiego pochodzenia, miał błyszczące
czarne włosy, smagłą płeć i zołtobrązowe oczy, dzikie
niczym u tygrysa. Nie był przystojny, lecz biła od niego
jakaś brutalna siła. Był nienagannie ubrany, a jego cie­
mnoszary garnitur zdradzał angielską wykwintność. Pod­
bity sobolami płaszcz nosił niczym pelerynę - narzucony
na ramiona.
- Myślę, że jestem pani znany - rzekł beznamiętnie.
Na twarzy Victorii Slade pojawił się cień uśmiechu.
- Czyżbym miała przyjemność rozmawiać z Gerardem
Schuylerem, wnukiem Kapitana?
- Który właśnie zadaje sobie pytanie, co skłoniło panią
do przyjścia tutaj.
Perry Standish, występujący dziś w roli mistrza ceremo­
nii, uznał, że teraz czas na niego.
- Właśnie dopiero co wytknąłem tej pani jej niewłaściwe
zachowanie, Gerardzie. Doprawdy, mogła darować sobie
uczestnictwo w tej smutnej uroczystości.
- I co pani na to? - spytał Gerard, krzywiąc w uśmiechu
wargi. Był to uśmiech drapieżny, uśmiech barbarzyńcy, który
nie ma zobowiązań wobec nikogo, nawet wobec tak pięknej
kobiety jak Victoria Slade. - Zasady przyzwoitości nakazują
szacunek dla rodziny zmarłego, a łamiąc je...
Przerwała mu głosem zimnym jak lód:
- Jestem tu na wyraźną prośbę świętej pamięci Ghys-
brechta Schuylera. Wyraził ją w liście, który mam przy sobie.
A poza tym nie słyszałam, by nawet najgorszy grzesznik był
wyrzucany na ulicę, gdy zdecydował się przekroczyć próg
domu bożego. Kościoły są otwarte i dla wielkich, i dla ma­
luczkich.
- Krewni zmarłego przyjmą wszakże pani obecność jako
coś wysoce niestosownego - rzekł Perry Standish. - Sam tyl­
ko dobry smak i odrobina taktu wystarczyłyby...
- Perry, nie mówmy o czymś, co pani Slade zdaje się lek­
ceważyć. - Gerard przerwał kuzynowi z ironicznym uśmie­
chem. - Czyż nie tak, pani Slade? Inaczej zignorowałaby pa­
ni życzenie mojego dziadka. On też nie zawracał sobie głowy
takimi drobnostkami jak takt czy dobry smak.
- To kwestia poglądów - rzekła zrównoważonym głosem
Victoria Slade. - Kapitan życzył sobie mojej obecności na
swoim pogrzebie i oto jestem.
Gerarda opanowało zniechęcenie. Miał już dość tej słow­
nej utarczki z kochanką zmarłego dziadka na oczach zacie­
kawionych żałobników. Pochylił się i rzekł ściszonym gło­
sem:
- Skoro więc już tu jesteś, madame, i nie zdradzasz woli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl
  • Odnośniki
    Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.
    Medeiros Teresa - Anioł, ROMANSE CZ1, Teresa Medeiros
    Medeiros Teresa - Uroki, ROMANSE CZ1, Teresa Medeiros
    Mackenzie Myrna - Narzeczone z Red Rose 01 - Odnaleziona muzyka, Henrieta 3, Narzeczone z Red Rose
    McCall Smith Alexander - Niedzielny klub filozoficzny 01 - Niedzielny klub filozoficzny, Henrieta 3, Seria z Fotelem
    Meredith Amy - Dotyk Ciemności 01 - Cienie, , Amy Meredith
    McAllister Anne - Bracia Wolfe 01 - Wieczny ogień miłości, Henrieta 3, Bracia Wolfe
    McMahon Barbara - Siostry Beaufort 01 - Sprobujmy jeszcze raz, serie, Siostry Beaufort
    MacGregorowie 11 - Bracia z klanu MacGregor 01 - Daniel, Henrieta 3, MacGregorowie
    Martha Schroeder - Angels of mercy 02 - Wierni swym sercom, CZYTADEŁKA, mix ROMANSE 300 stron ów
    Metodologia - SPSS - Zastosowanie komputerów - Bieniek - Testy t, Psychologia, Metodologia badań psychologicznych i Statystyka, Metodologia - SPSS - Zastosowanie komputerów (osolek)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jakbynigdynic.opx.pl
  • Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.

    Designed By Royalty-Free.Org