|
|
|
|
McMahon Barbara - Siostry Beaufort 02 - Slub z nieznajomym, Henrieta 3, Siostry Beaufort
|
aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] BARBARA MCMAHON ROZDZIAý PIERWSZY Shelby Beaufort staþa niezdecydowana pod drzwiami, trzymajĢc dþoı na klamce. MoŇe jednak lepiej byþo zadzwonię, pomyĻlaþa w popþochu. Jednak tyle razy juŇ jej odmwiþ... Dobrze wiedziaþa, Ňe Patryk O'Shaunnessy jest czþowiekiem godnym zaufania. Ostatecznie firma, dla ktrej pracowaþa, korzystaþa tak czħsto z jego usþug nie bez powodu. Wyprostowaþa siħ, wziħþa gþħboki oddech i nacisnħþa klamkħ. Ku jej zdziwieniu poczekalnia byþa zupeþnie pusta. CzyŇby sekretarka poszþa wczeĻniej do domu? - Halo! Jest tu ktoĻ? - zawoþaþa niepewnie. AŇ podskoczyþa, gdy nagle po prawej stronie z impetem otworzyþy siħ drzwi i wyþoniþ siħ z nich wysoki mħŇczyzna. Zlustrowaþ jĢ uwaŇnym i niezbyt przyjacielskim spojrzeniem. - Szuka pani kogoĻ? Skinħþa gþowĢ, badawczo wlepiajĢc w niego wzrok. Miaþ kruczoczarne wþosy, a oczy takie niebieskie, jak morze wokþ Irlandii. Nie byþ zbyt przystojny, jednak z zupeþnie niezrozumiaþego powodu nie mogþa oderwaę od niego oczu. Ten facet miaþ w sobie coĻ intrygujĢcego i fascynujĢcego zarazem. JakoĻ jednak nie potrafiþa go sobie wyobrazię w roli prywatnego detektywa szpiegujĢcego niewiernych maþŇonkw lub rozwiĢzujĢcego zawiþe sprawy. - Chyba juŇ nie. Patryk O'Shaunnessy to pan? Unisþ jednĢ brew, rozejrzaþ siħ po biurze i zmarszczyþ czoþo. Nie powiedziaþ ani sþowa, lecz byþa pewna, Ňe rozmawia z wþaĻciwĢ osobĢ. - Chciaþabym, Ňeby pan kogoĻ odszukaþ... - Gdzie jest Joyce? - rzuciþ nieco nieprzytomnie, jakby nie sþyszaþ wypowiedzianych przez niĢ sþw. - Kto? - spytaþa spokojnie, choę trudno jej byþo zachowaę zimnĢ krew. - Moja sekretarka. - Podszedþ do biurka i nerwowym ruchem chwyciþ kartkħ leŇĢcĢ koþo telefonu. Szybko rzuciþ na niĢ okiem i zaklĢþ pod nosem. - Cholera, naprawdħ odeszþa. Tyle razy mnie straszyþa, ale nie sĢdziþem, Ňe mwi powaŇnie. - Bezradnie przeciĢgnĢþ dþoniĢ po wþosach. - Nie byþo nikogo, kiedy tu weszþam. - Miaþem sekretarkħ... jeszcze kilka godzin temu. -Z niepokojem spojrzaþ w stronħ na wpþ uchylonych drzwi, za ktrymi znajdowaþo siħ duŇe pomieszczenie. Shelby zauwaŇyþa tam dwa biurka, na ktrych staþy komputery i kilka aparatw telefonicznych. - No tak, ich teŇ nie ma - powiedziaþ rozgoryczony. - Kogo? - Moich dwch wspþpracownikw... - Przykro mi, panie O'Shaunnessy, ale chciaþabym, by pomgþ mi pan odnaleŅę pewnĢ osobħ. - Prbowaþa sprowadzię rozmowħ na wþaĻciwe tory, choę coraz wyraŅniej widziaþa bezsens zaistniaþej sytuacji. Po chwili mħŇczyzna spojrzaþ na niĢ nieco przytomniej. - Skontaktowaþa siħ pani z policjĢ? Dlaczego nie? PomogĢ pani za darmo! - wyrzuciþ niemal jednym tchem, nie spodziewajĢc siħ widaę usþyszeę odpowiedzi na zadane pytania. - Niby tak... ale ta osoba nie zaginħþa. Po prostu nie wiem, gdzie aktualnie przebywa. To dla mnie bardzo waŇna sprawa. Spojrzaþ na zegarek. - Z miþĢ chħciĢ wysþuchaþbym pani historii, ale muszħ teraz wyjĻę. JeĻli do szstej nie odbiorħ crki z przedszkola, bħdzie gorzej niŇ Ņle. - Sþucham? - Ach, niewaŇne, teraz naprawdħ nie mam czasu. Niech pani przyjdzie jutro, najlepiej tuŇ po dziewiĢtej. - MwiĢc to, odwrciþ siħ na piħcie i zniknĢþ w swoim biurze. Shelby nie posiadaþa siħ ze zdziwienia. Nawet nie zechciaþ jej wysþuchaę. Ciekawe, dlaczego wszyscy tak siħ nim zachwycajĢ? Po krtkiej chwili pojawiþ siħ, szamoczĢc siħ niezdarnie z pþaszczem. - No cŇ, muszħ zamknĢę biuro - powiedziaþ i obrzuciþ jĢ wymownym spojrzeniem, dajĢc tym samym sygnaþ do wyjĻcia. - AleŇ ja chcħ pana wynajĢę! - wykrzyknħþa z oburzeniem. O nie, tak þatwo jej siħ nie pozbħdzie! - Nie dzisiaj. Spieszħ siħ do przedszkola. - W takim razie pojadħ z panem - odparþa bez namysþu. Jutro z caþĢ pewnoĻciĢ nie bħdzie mogþa zwolnię siħ z pracy, gdyŇ ostatnio zdarzaþo siħ to zbyt czħsto. Jej szef byþ wprawdzie wyrozumiaþy, ale ten numer by nie przeszedþ. - Nie rozmawiam z klientami w samochodzie - powiedziaþ z naciskiem. Spojrzaþ na niĢ z zainteresowaniem, jakby dopiero teraz tak naprawdħ zauwaŇyþ jej obecnoĻę. Byþa wysoka, szczupþa i zgrabna... OtrzĢsnĢþ siħ czym prħdzej z tych rozmyĻlaı. Teraz miaþ przecieŇ coĻ innego na gþowie. SwojĢ maþĢ, ĻlicznĢ dziewczynkħ. Ona zawsze byþa i bħdzie na pierwszym miejscu. - Jak siħ pani nazywa? - Shelby Beaufort. - Droga pani Beaufort, jak juŇ wspomniaþem, muszħ teraz jechaę po crkħ. Gdyby pani zechciaþa przyjĻę jutro... - A moŇe powinnam wybraę innĢ agencjħ? - przerwaþa mu ostro. Patryk zacisnĢþ zħby. Potrzebowaþ pieniħdzy. Nie mgþ sobie pozwolię na stratħ klienta. Caþe jego Ňycie zmieniþo siħ gruntownie mniej wiħcej rok temu, od kiedy zaczĢþ siħ opiekowaę Mollie. - Nigdy nie myĻlaþa pani o karierze prywatnego detektywa? - zapytaþ uszczypliwie. Pokrħciþa przeczĢco gþowĢ. - No dobrze, skoro pani tak nalega, proszħ ze mnĢ pojechaę. Przynajmniej mnie wysþucha, pomyĻlaþa Shelby z zadowoleniem. Szli szybko w kierunku olbrzymiego parkingu, ktry okalaþ budynek. Byþo pŅne, letnie popoþudnie. Upaþ dawaþ siħ mocno we znaki; przypominajĢce wilgotnĢ i gorĢcĢ parħ powietrze nie pozwalaþo swobodnie oddychaę. Jednak detektyw wyraŅnie czuþ siħ w takiej aurze jak ryba w wodzie. Dziwny facet, przebiegþo Shelby przez myĻl. W tym momencie zatrzymaþ siħ przy duŇym, starym samochodzie. - Czy to paıski samochd? - Znowu jĢ zaskoczyþ. MoŇe mu siħ wcale tak dobrze nie powodziþo? UĻmiechnĢþ siħ do niej promiennie. - Proszħ wsiadaę. Jest otwarty, kto chciaþby ukraĻę takiego gruchota? Nie da siħ ukryę, Ňe jest w tym trochħ racji, pomyĻlaþa. Przekrħciþ kluczyk w stacyjce i, o dziwo, silnik zapaliþ juŇ za pierwszym razem. - Zaskoczona, co? - zapytaþ. - Czy to rodzaj kamuflaŇu? - Jakby pani zgadþa. Nie powinienem rzucaę siħ w oczy. JuŇ po chwili tkwili w korku, co w Nowym Orleanie nie byþo niczym niezwykþym. Patryk nie naleŇaþ jednak do ludzi zbyt cierpliwych. Caþy czas mamrotaþ coĻ pod nosem, spoglĢdaþ na zegarek i ciħŇko wzdychaþ. Zdawaþ siħ w ogle zapomnieę o obecnoĻci pasaŇerki. - A wiħc, jeĻli chodzi o tħ sprawħ, z ktrĢ do pana przyszþam... Spojrzaþ na niĢ nieco nieprzytomnym wzrokiem. - No dobrze, dziecino, powiedz, o co ci wþaĻciwie chodzi? Sþucham... Shelby zesztywniaþa. Dziecino? Nikt wczeĻniej nie nazwaþ jej w ten sposb. JuŇ po chwili jednak oburzenie ustĢpiþo miejsca niekþamanemu przeraŇeniu. Usþyszaþa przeraŅliwy pisk opon i poczuþa mocne szarpniħcie, gdy Patryk dosþownie o wþos minĢþ potħŇnĢ ciħŇarwkħ. - Chcħ odnaleŅę mojego ojca - powiedziaþa drŇĢcym gþosem, nawet na chwilħ nie odrywajĢc oczu od drogi i jadĢcych przed nimi samochodw. - Jak siħ nazywa? - Sam Williams. - Ile ma lat? - Tego nie jestem pewna. - Trzeba bħdzie powiedzieę, Ňe ojciec odszedþ, gdy byþa malutka. - Masz akt urodzenia? - Ojca? - Nie, twj. - MyĻlħ, Ňe gdzieĻ mam. Mogħ poszukaę. - Tam znajdziemy tħ informacjħ, chyba Ňe twoja matka celowo nie podaþa nazwiska ojca dziecka... - AleŇ moi rodzice byli maþŇeıstwem i bardzo siħ kochali. Dlaczego miaþaby zrobię coĻ takiego? Patryk nacisnĢþ klakson i ciħŇko westchnĢþ. JakiĻ motocyklista usiþowaþ wymusię na nim pierwszeıstwo. Spojrzaþ na chwilħ w ich stronħ i jeszcze mocniej przycisnĢþ pedaþ gazu. Shelby usþyszaþa seriħ przekleıstw. - Panie O'Shaunnessy! - powiedziaþa gþosem peþnym dezaprobaty. - Mw mi Patryk. Wtedy i ja bħdħ mgþ mwię do ciebie po imieniu. Jak dawno odszedþ i dlaczego nie wiesz, ile ma lat? - Odszedþ, gdy miaþam dwa lata, to znaczy dwadzieĻcia trzy lata temu. - Dlaczego zwlekaþaĻ z tym tak dþugo? - Dþugo by opowiadaę. To bardzo zawikþana historia. Dopiero niedawno dowiedziaþam siħ, Ňe nie odszedþ z wþasnej woli. Z trudem przedzierali siħ przez korek. - Cholera - zaklĢþ Patryk pod nosem. - O tej porze zawsze tak jest, dlatego wolħ jeŅdzię autobusami. To o wiele mniej stresujĢce. Rzuciþ okiem na zegarek i zmarszczyþ czoþo. - JeĻli nie odbiorħ crki do szstej, wyrzucajĢ. - To niemoŇliwe, Ňeby nie poszli ci w takiej sytuacji na rħkħ. KaŇdemu od czasu do czasu coĻ wypada. - Byę moŇe masz racjħ, ale w moim przypadku dzieje siħ tak zbyt czħsto. OdchrzĢknħþa nerwowo. - A Ňona? Nie moŇe odebraę crki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpies-bambi.htw.pl
|
|
|
Odnośniki
Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.Mackenzie Myrna - Narzeczone z Red Rose 01 - Odnaleziona muzyka, Henrieta 3, Narzeczone z Red RoseMetcalfe Josie - Rodzina Ffrenchów 03 - Rodzina ze snu, Henrieta 3, Rodzina FfrenchowMcCall Smith Alexander - Niedzielny klub filozoficzny 01 - Niedzielny klub filozoficzny, Henrieta 3, Seria z FotelemMay Karol - Rod Rodrigandow 02 - Rozbójnicy z Maledety, Ród RodrigandówMcAllister Anne - Bracia Wolfe 03 -Wyspa z marzeń, Henrieta 3, Bracia WolfeMcAllister Anne - Bracia Wolfe 01 - Wieczny ogień miłości, Henrieta 3, Bracia WolfeMacGregorowie 11 - Bracia z klanu MacGregor 01 - Daniel, Henrieta 3, MacGregorowieMagnolia 01 - Werner Patricia - W huraganie uczuć, Henrieta 3, MagnoliaMcBride Mary - Zbłąkane serca 03 - Gołąbka, Henrieta 3, Zabłąkane sercaMcBride Mary - Zbłąkane serca 03 - Gołąbka(1), Henrieta 3, Zabłąkane serca
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plszkicerysunki.xlx.pl
|
|
|
|
Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.
|
|
|
|