Photo Rating Website
Strona początkowa Mateusz, Nowakowski, Bóg, Nauka
McCullough Colleen - Tim, Nieposortowane (2)

aaaaCzęsto usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.aaaa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Colleen McCullough

TIM

Z angielskiego przełożył Krzysztof Obłucki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Doktorowi Gilbertowi H. Glaserowi, kierownikowi Katedry Neurologii Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Yale, z podziękowaniami i wyrazami sympatii

Rozdział pierwszy

Harry Markham i zatrudnieni przez niego robotnicy przyjechali dokładnie o siódmej. Był piątek. Harry siedział w szoferce pic-upa razem z brygadzistą, Jimem Irvinem. Robotnicy znajdujący się na platformie rozglądali się szukając najlepszego miejsca do zaparkowania. Dom, który remontowali, znajdował się na przedmieściu Artarmon - miasteczka leżącego na Północnym Wybrzeżu Sydney - tuż za cegielnią. Nie było tam wiele do zrobienia, nawet dla tak nielicznej grupy jak brygada Harry'ego. Chodziło tylko o otynkowanie zbudowanego z czerwonej cegły bungalowu i wymurowanie werandy. Od czasu do czasu Harry przyjmował takie zlecenia, uradowany, że pozwalają mu wypełnić luki pomiędzy większymi zamówieniami.

Piątkowy ranek zapowiadał gorący i słoneczny weekend. Mężczyźni, przepychając się, wysiedli z samochodu. W chwilę potem zniknęli za żywopłotem rosnącym przy ścieżce. Tam, nie krępując się zupełnie i bez ociągania, zmienili własne ubrania na robocze kombinezony. Przebrani, pojawili się na tyłach domu. Stara akurat przechodziła przez podwórko. Ubrana była w mocno wyblakły różowy szlafrok kąpielowy, niosła ostrożnie porcelanowy nocnik pomalowany w kiczowate kwiatki. Włosy miała śmiesznie pospinane w małe loczki. Zarówno jej ubranie, jak i uczesanie świadczyły o tym, że styl wczesnych lat pięćdziesiątych wyjątkowo przypadł jej do gustu. Ostatni krzyk mody, lokówki, to nie był wynalazek dla Emily Parker, „o nie, dziękuję bardzo”.

Podwórko przechodziło w ponury gliniany wykop - pozostałość po dawnej cegielni produkującej cegłę dla rozbudowującego się Sydney. Stara każdego ranka wykorzystywała to wygodne miejsce do opróżniania nocnika, trzymała się bowiem sztywno wyniesionych z domu przyzwyczajeń i nawoziła teren z uporem godnym lepszej sprawy. Zresztą tylko dlatego używała nocnika.

Po wylaniu zawartości do dołu, przypominającego kolorem blady bursztyn, odwróciła się i zauważyła prawie nagich mężczyzn. Nie była tym zachwycona.

- Doberek, pani Parker! - krzyknął Harry. - Skończym dzisiaj robotę jak nic!

- Najwyższy czas, do diabła! Paskudne leniuchy! - mamrotała, zupełnie nieskrępowana. Wracała przez podwórko do domu. - Mam przez was same kłopoty! - podniosła głos. - Panna Horton skarżyła się wczoraj, że pył z cementu zapaskudził jej wspaniałe różowe geranium, a poza tym jakiś głupek rzucił cegłę przez płot i zniszczył włoską paprotkę!

- Założę się, że ta cholerna paproć zdechła, bo od lat nie była niczym nawożona, a ta stara panna o gębusi jak suszona śliwka czepia się cegły, bo nie ma innego wytłumaczenia - powiedział po cichu Mick Devine do Bilia Naismitha.

Głośno narzekając, Stara zniknęła wewnątrz domu, a po chwili do uszu mężczyzn dobiegł szum wody i odgłosy energicznego zmywania. To pani Parker myła nocnik w łazience na tylnej werandzie. Potem usłyszeli spuszczanie wody do miski klozetowej i brzęk nocnika wieszanego na haku umieszczonym nad nowocześniejszym urządzeniem do załatwiania naturalnych potrzeb.

- Jak rany, ta trawa w dole po glinie nawet korzenie będzie miała zielone! - powiedział Harry do śmiejących się robotników.

- To cud, że do tej pory ta cholerna baba nie wypełniła całego dołu - dodał rozbawiony Bill.

- Gdyby mnie kto pytał, to ona ma nierówno pod sufitem - wtrącił Mick.

- W naszych czasach, mając dwa normalne kible w domu, sika do michy!

- Do michy? - zapytał Tim Melville.

- Aha! Do michy. To taka zabawka. Trzymasz ją pod łóżkiem i zawsze, kiedy zrywasz się ze snu, pakujesz w nią nogi - wyjaśnił Harry. Spojrzał na zegarek. - Lada chwila powinna przyjechać gruszka z cementem. Tim, leć na ulicę i zaczekaj na nią. Jak tylko zobaczysz, że jedzie, weź z samochodu taczkę i zacznij przywozić błocko, dobra? - Tim Melville kiwnął głową, uśmiechnął się i pobiegł w kierunku ulicy.

Mick Devine patrzył roztargniony za biegnącym Timem, zastanawiając się nad szalonymi pomysłami Starej. Zaczął się śmiać.

- A niech to! Pomyślałem sobie o tej ślicznotce! Wiecie co, chłopaki, dzisiaj w czasie przerwy spróbujemy nauczyć Tima o nocnikach, a może i czegoś więcej...

Rozdział drugi

Mary Horton upięła długie, grube włosy w kok z tyłu głowy. Czesała się tak każdego dnia. Wpięła dodatkowo dwie szpilki i spojrzała w lustro. Widok własnej twarzy ani jej nie zmartwił, ani nie ucieszył. Szczerze mówiąc, nie przyglądała się sobie zbyt uważnie. Lustro było bardzo dobre - odbijało twarz bez żadnych zniekształceń, ale też nie upiększało oryginału. Gdyby Mary przyjrzała się uważniej swemu odbiciu, zobaczyłaby niewysoką, krępą kobietę w średnim wieku, z płowymi, pozbawionymi koloru włosami, o równie bezbarwnej, kwadratowej twarzy, ale regularnych rysach. Mary nie stosowała żadnego makijażu, uważając, że to strata czasu i niepotrzebne wydawanie pieniędzy na zaspokajanie próżności. W jej ciemnobrązowych oczach, harmonizujących z wyrazistymi rysami twarzy, była widoczna chęć działania i rozsądek. Już dawno temu jej współpracownicy orzekli, że jej ubranie przypomina mundur lub habit - wykrochmalona biała bluzka zapięta pod szyją i szara, prosta, lniana garsonka. Spódnica była na tyle długa, że nawet przy siadaniu nie odsłaniała kolan. Na nogach nosiła grube pończochy i czarne, sznurowane buty na solidnym, niewysokim obcasie.

Buty były wyglansowane aż do przesady, błyszczały niczym lakierki. Na śnieżnej bieli bluzki nikt nigdy nie zauważył najmniejszej plamki, a garsonka nie miała nawet jednego zagniecenia. Sterylny wygląd był obsesją Mary Horton. Jej młodziutka asystentka przysięgała, że Mary rozbiera się i wiesza ostrożnie ubranie na wieszaku przed załatwianiem naturalnej potrzeby - a wszystko po to, żeby uniknąć zburzenia doskonałości stroju.

Zadowolona, że i tym razem wszystko wygląda dokładnie tak, jak powinno, Mary Horton włożyła czarny, słomkowy kapelusz i zdecydowanym ruchem przypięła go szpilką do włosów. Ręce wsunęła w czarne rękawiczki i dopiero wtedy sięgnęła po leżącą na toaletce ogromną torbę. Otworzyła ją i metodycznie sprawdziła, czy jest w niej wszystko: klucze, pieniądze, chustka do nosa, zapasowa podpaska, długopis i notatnik, kalendarzyk spotkań, identyfikator, karta kredytowa, prawo jazdy, karta parkingowa, agrafki, szpilki, pudełeczko z igłą i nićmi, nożyczki, pilniczek do paznokci, dwa zapasowe guziki do bluzki, śrubokręt, klucz do śrub, obcążki, latarka, stalowa miarka w centymetrach i calach oraz policyjny rewolwer i pudełko naboi kaliber 38.

Mary była świetnym strzelcem. Do jej obowiązków w spółce Constable Steel and Mining należały rozliczenia bankowe. Od czasu jednak, gdy o mały włos nie zabiła rabusia, który wyrwał jej torbę z wypłatą dla pracowników i próbował uciec, nie było w Sydney przestępcy, który odważyłby się zaatakować ją w drodze z banku. Torbę z pieniędzmi nosiła zwykle bez przesadnych środków ostrożności. Tak naturalne zachowanie sugerowało, że złodziej może liczyć na łatwy łup. W chwili jednak, gdy bandyta wyrwał jej torbę i rzucił się do ucieczki, Mary błyskawicznie wyjęła pistolet, wycelowała i strzeliła. Sierżant Hopkins z Wydziału Broni Policji Nowej Południowej Walii utrzymywał potem, że była szybsza od Sammy'ego Daviesa juniora.

Od czternastego roku życia Mary była zdana wyłącznie na siebie. Zamieszkała w schronisku YMCA, dzieląc pokój z pięcioma dziewczynkami. Pracowała jako sprzedawczyni u Davida Jonesa, uczęszczając jednocześnie na wieczorowe kursy dla sekretarek. Mając piętnaście lat rozpoczęła pracę maszynistki w Constable Steel and Mining. Była biedna. Zawsze ubierała się w tę samą, codziennie praną bluzkę i spódnicę - nie miała niczego na zmianę. Jej bawełniane pończochy składały się prawie wyłącznie z misternych cer.

Dzięki jednak swej pracowitości, skromności i dużej inteligencji w ciągu pięciu lat awansowała na osobistą sekretarkę dyrektora Archibalda Johnsona. Mimo to nadal mieszkała w YMCA, cerowała pończochy i oszczędzała znacznie więcej, niż wydawała.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pies-bambi.htw.pl
  • Odnośniki
    Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.
    Maryja, Religijne, Katechezy, Materiały katechetyczne i duszpasterskie, Katecheza, Dokumentacja do katechezy, Konspekty, nieposortowane
    Melchior Malgorzata - Zaglada a tozsamosc - Polscy Zydzi ocaleni na aryjskich papierach, Nieposortowane (2)
    Mackiewicz Stanisław (Cat) - 1896-1966. Wilno-Londyn-Warszawa, Nieposortowane (2)
    merlin test, Materiały nieposegregowane, Artykuły. testy i opisy
    Markowski Tadeusz - Tak bardzo chciał być człowiekiem, Nieposortowane (2)
    Matylda Rokeby - Walter Scott, Nieposortowane (2)
    Marta Leśnicka - Zielska, Materiały nieposegregowane, Inne
    McMurtry Larry - Czule słówka, Nieposortowane (2)
    McCammon Robert R - Chlopięce lata, Nieposortowane (2)
    Meade Elisabeth T - W swiecie dziewczat, Nieposortowane (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  • Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać.

    Designed By Royalty-Free.Org